Wpływ Szambali na historię polityczną Tybetu

Pod koniec XIX wieku dotarł do stolicy Tybetu pewien indyjski uczony, a zarazem szpieg Sarat Chandra Das. Doniósł on stamtąd o rozpowszechnionej opinii, mówiącej, ze Panczenlama ma zamiar po dwustu latach powrócić do Szambali. Informację tę wykorzystali pracownicy chińskiej ambasady, rozpowszechniając wszędzie pogłoskę, że Rosjanie i Brytyjczycy to źli barbarzyńcy, którzy chcą opanować świat i zniszczyć buddyzm, nawet w Tybecie. Skutek tego był taki, że rząd tybetański pragnąc zachować dystans prawie całkowicie zerwał kontakty z tymi mocarstwami. Chandra Das w następujący sposób scharakteryzował to postepowanie: „Chińczycy wymyślają wciąż nowe teorie, aby zabezpieczyć spokój kraju przed wszystkimi wyimaginowanymi obcymi agresorami”.

Dwadzieścia lat później, mniej więcej na przełomie wieku, pewien rosyjski lama Dordżijew osiągnął pozycję bardzo wpływowego doradcy Dalajlamy. Przekonał Dalajlamę i innych wysokich dygnitarzy tybetańskich, że Szambala i Rosja to jeden i ten sam kraj, ponieważ oba te państwa leżą na północy. Każdy kto nie podzielał tego poglądu i odważał się sprzeciwiać twierdzeniu, że car jest królem Szambali, musi być heretykiem i wrogiem buddyzmu. W następstwie tego Dalajlama nawiązał bardzo przyjazne stosunki z carem, z wymianą prezentów włącznie, okazując jednocześnie całkowita obojętność w stosunku do Anglików w Indii. Powziął również decyzję o złożeniu wizyty w Petersburgu, ale plan ten został w ostatniej chwili udaremniony przez jego doradców. W tym czasie Rosja i Anglia walczyły o wpływy na Dalekim Wschodzie: chodziło o górskie łańcuchy, które dzieliły ich azjatyckie imperia. Ta wojna intryg i szpiegostwa przeszła do historii jako „Wielka Gra”. Kiedy brytyjski wicekról dowiedział się o działalności Dordżijewa, zaniepokoił się i w 1903 roku wysłał Lhasy wojskową ekspedycję pod dowództwem Younghusbanda, w celu wymuszenia na Tybecie układu handlowego. Tybetańczycy nie za bardzo rozumieli postepowanie tych dziwnych Anglików, którzy wtargnęli do ich kraju i zaatakowali ich armię tylko po to, żeby zdobyć podpis na jakimś tam papierze i zaraz potem wrócić do Indii. W każdym razie w Petersburgu była, a w Leningradzie może wciąż jest książka, która wywodzi rod Romanowów od króla Suczandry z Szambali”.

Edwin Bernbaum – DROGA DO SZAMBALI (strony 20-21)