Artur Przybysławski – Więcej różnic niż podobieństw
„Zwolennikom tezy, że może być wiele dróg prowadzących do tego samego, chciałbym najpierw przypomnieć, że istnieje też wiele dróg prowadzących do zupełnie innych miejsc i rzeczy. Osiągnięcie buddyjskiej nirwany nie jest osiągnięciem chrześcijańskiego raju dlatego, że jest warunkiem stosowania buddyjskich metod i tylko dzięki nim można taki efekt osiągnąć. Podobnie jest w sporcie. Jeśli chcemy być koszykarzem, musimy przejść trening dla koszykarzy, a nie dla szachistów. Można co prawda wierzyć, że trenując szachy, staniemy się nagle dobrym koszykarzem i teoretycznie można sobie nawet wyobrazić, że po latach spędzonych nad szachownicą nagle zaczynamy bezbłędnie trafiać do kosza, rzucając za trzy punkty (i to nie szachami, lecz piłką), ale niestety statystki są zniewalające. W NBA nie gra ani jeden człowiek, który trenował tylko szachy i doszedł do mistrzostwa w koszykówce.
Esencją buddyzmu jest pogląd, że świat jest umysłem, zaś umysł jest pusty. Na to zwolennicy poglądu o jedności wszystkich religii powiedzą – spotykałem się z tym często w dyskusjach – że umysł jest po prostu inną nazwą Boga, więc wszystkie różnice są powierzchowne, wobec tego fundamentalnego pokrewieństwa. Przypomnę jednak, że wedle teologii chrześcijańskiej bóg jest bytem i to najwyższym, a przeto istnieje, istnieje w najwyższym stopniu, bo jego istotą jest istnienie (jak chciał św. Tomasz) a więc jest tym, co najbardziej realne. Na dodatek jest też osobą i to taką, którą należałoby zapisać przez wielkie O.
Jeśli zaś chodzi o ów umysł, to po pierwsze, zapewne nie jest wedle filozofii buddyjskiej osobą, a po drugie, nie można go uznać za istniejący. I jest nawet gorzej, bo nie można go uznać za nieistniejący, ani za istniejący i nieistniejący zarazem, ani za ani istniejący, ani nieistniejący. Zanim ktoś oskarży mnie, że wszystko za bardzo komplikuję, wprowadzając zbyt wiele filozoficznych rozróżnień, powiem, że trudno o bardziej fundamentalną różnicę niż przedstawiona – bez względu na to, czy się lubi filozofię, czy nie – a poza tym celowo odwołuję się tu do buddyjskiej filozofii i filozofii chrześcijańskiej. Nie robię tego, by chować się za jakimiś subtelnościami, które nie są ważne dla ludzi praktykujących daną religię. Czynię to dlatego, że to tam właśnie najbardziej precyzyjnie wyłożone są zręby poglądów, które porównujemy.
(…)
Bez względu na to, jak bardzo ktoś się będzie upierał, że buddyjski umysł i chrześcijański Bóg jest tym samym, to buddyzm się na to nie zgodzi, odwołując sie do konkretnych tekstów (zwierających krytykę koncepcji boga i stworzenie). I podobnie zrobi zapewne dobrze wykształcony teolog, a w szczególności tomista, nie zgadzając się na buddyjską tezę, która wymagałaby od niego rezygnacji z osobowego Boga Stwórcy na rzecz nieosobowego umysłu. Sądzę, że powodzenie buddyzmu na Zachodzie wynika w dużej mierze między innymi z tego właśnie, że nie próbuje zastępować jednego boga innym”.
Artur Przybysławski – BUDDYZM I CAŁA RESZTA (strony 30-32)
