Czagdud Tulku – SZTUKA UMIERANIA

Czagdud Tulku – SZTUKA UMIERANIA

Tytuł oryginału: Life In Relation To Death. 

Przekład: Jarosław Należnik

Wydawnictwo: Damaru

Wydanie I: 2007

ISBN: 978-83-921604-2-7

Stron:  100

Oprawa: miękka

Format: 184 x 114 mm

Pozycja w katalogu BTwP: 0035

Fragmenty:

„Możemy usiłować uniknąć cierpienia przez zmianę elementów zewnętrznego otoczenia, jednak nie wiele to daje. Zerkamy w lustro i, widząc brudną twarz, stwierdzamy: „Och, ależ się usmoliłem!”, a następnie , chcąc temu zaradzić, chwytamy za ścierkę i energicznie przecieramy zwierciadło. W ten sposób brudu się jednak nie pozbędziemy. Najpierw musimy sobie uświadomić, że obraz w lustrze to nasz wizerunek – dopiero wtedy można go zmienić myjąc twarz. Gdy chcemy zmienić swoje mentalne nastawienie, nic nie da zmiana otoczenia; musimy najpierw rozpoznać najgłębszą przyczynę obecnej sytuacji, a jest nią zaciemniony umysł”.

„Z buddyjskiego punktu widzenia nasze doczesna problemy mogą się wydać wręcz komiczne. Na pierwszym miejscu stawiamy to, czego najbardziej pragniemy, po czym odkrywamy, ze pragnieniom nie ma końca. Spłata kredytu zaciągniętego na dom, pisanie książki, sukces w interesach, starania o emeryturę, daleka podróż – oto rzeczy, które stoją chwilowo na czele listy Najważniejszych Spraw do Załatwienia, całkowicie pochłaniając nasz czas i energię. Wreszcie pod koniec życia spoglądamy wstecz zastanawiając się, po co to wszystko…

Przypomina to kogoś, kto mieszkając przejściowo w obcym kraju robi tam interesy, po czym dowiaduje się, że kiedy zechce wrócić do ojczyzny, nie będzie mógł zabrać ani grosza z zarobionych pieniędzy. My też nie zdołamy przenieść przez próg śmierci naszego doczesnego majątku i dokonań. Im bardziej jesteśmy do nich przywiązani, tym głębiej wpadniemy w otchłań nędzy. Jedyną walutą, która ma jakąś wartość poza progiem śmierci, są nasze duchowe osiągnięcia.

Doceńmy to, co posiadamy. Czas jest bardzo cenny – żeby zrozumieć swą duchową naturę, nie czekajmy aż nadejdzie śmierć.

Wtedy odkryjemy w sobie zasoby życzliwości i współczucia, których istnienia nawet nie podejrzewaliśmy. Dzięki wrodzonej mądrości i współczuciu możemy naprawdę pomóc innym.

Duchowy rozwój zaczyna się bowiem z postanowienia niekrzywdzenia innych. Bądźmy ostrożni – jeśli tylko postawimy się na miejscu drugiej istoty, uświadomimy sobie, jak szkodliwe jest zabijanie czy krzywdzenie innych, nawet owadów. Każda istota chce żyć. Jeśli będziemy z szacunkiem podchodzić do innych, zamkniemy drzwi także do własnego cierpienia.

Umysł jest jak mikroskop, wszystko wyolbrzymia. Jeśli bez przerwy ubolewamy nad sobą: „Jestem taki biedny, jestem za niski, mam za duży nos” – jeśli zatem skupiamy uwagę na swoich wadach i nieszczęściach, rosną one coraz bardziej, aż w końcu rozpaczy nie ma końca.

Dlatego zamiast powtarzać: „Czuje się podle. Nic nie mogę zrobić!”, pomyślmy o cierpieniu innych i wzbudźmy w sobie współczucie. To naprawdę ważne – rzeczywiście widzieć cierpienie. Zwrócić uwagę na strapionego kasjera w banku, bladego staruszka, który idzie ulicą powłócząc nogami, na płaczące żałośnie dziecko. Dostrzegajmy głębie cierpienia po to, by z właściwej strony ujrzeć własne problemy.

Współczucie to żarliwe pragnienie, by wszystkie istoty, zarówno najgorsi wrogowie, jak i przyjaciele, uwolnili się od cierpienia. Aby wzbudzić takie autentyczne, obejmujące wszystkich wszystkich współczucie, ćwiczmy je na najbliższych. Potem myślmy o obcych, by wreszcie objąć miłująca dobrocią wszystkie istoty wszechświata”.

„Aby zdobyć moc i medytacyjne umiejętności niezbędne do kontroli umysłu w czasie agonii, musimy dokładnie zbadać związek między życiem i śmiercią, sam proces odchodzenia ze świata oraz etap pośredni między zgonem a kolejnym odrodzeniem. Dzięki temu nie będziemy zaskoczeni, gdy świadomość zacznie odłączać się od ciała.

Jeśli otrzymujemy ostrzeżenie o nadciągającym huraganie, nie siedzimy przecież bezczynnie czekając, aż uderzy wicher. Podobnie jest ze śmiercią – jeśli obezwładni nas, nim wyćwiczymy medytacyjne sprawności niezbędne do wykorzystanie potencjału, który zyskuje opuszczający ciało umysł, zmarnujemy niezwykle cenną sposobność ostatecznego wyzwolenie z cierpienia.

Cierpienie towarzyszące śmierci, narodzinom, chorobie i starości to główne wady ludzkiej egzystencji – są one jednak doświadczeniem równie oczywistym, co nieuniknionym. Wspomniane poniżej cztery typy cierpienia mieszczą się w szerszej kategorii dolegliwości, których nieuchronnie doświadczają wszystkie czujące istoty, zarówno ludzkie, jak i inne.

Jedną z największych zgryzot jest brak tego, czego pragniemy. Kiedy indziej dostajemy to, czego chcemy – by stwierdzić, że osiągnęliśmy za mało, lub że wciąż brakuje nam tego, czego pragnęliśmy. Ciągła frustracje wpisane są w nietrwałą, zmienną naturę cyklicznej egzystencji.

Kolejnym problemem jest cierpienie zwane „przewyższającym”, co oznacza, że bez względu na to, jak bardzo się źle sprawy mają, zawsze może być jeszcze gorzej. Na przykład: oto w dniu, w którym gubimy portfel, zaczyna nas na dodatek boleć ząb, a jakby tego było mało, telefonuje wściekły szef… W szerszym wymiarze zjawisko cierpienia przewyższającego może odnosić się do wyniszczanego wojną kraju, w którym panuje klęska głodu.

Cierpienie jest tak samo nieodłączne od cyklicznej egzystencji, jak olej w ziarnie sezamu. Patrząc na sezam, nie dostrzegamy oleju, a na powierzchni życia najczęściej nie zauważamy wszechobecnego, toczącego je cierpienia. Dotyczy to zwłaszcza tych okresów, gdy przeważa zadowolenie z siebie, i wydaje się, że wszystko idzie jak z płatka. Jeśli tylko zmielimy i sprasujemy ziarno sezamu, zawsze wypłynie z niego olej! To samo czeka i nas – skoro tylko pod miażdżącym naciskiem cyklicznej egzystencji pęknie kruchy pancerz tworzonego przez ego złudnego bezpieczeństwa, niezawodnie wytryśnie utajone cierpienie.

Czemu tak się dzieje? Ponieważ podlegamy prawu karmy – nieuchronnemu następstwu przyczyn i skutków. Następne logiczne pytanie brzmi: co powoduje powstawanie karmy? Podstawową przyczyną są splamienia umysłu. Nasz umysł jest najczęściej pomieszany, ponieważ nie rozpoznajemy jego absolutnej natury. Z niewiedzy wpadamy w pułapkę dualizmu.

Najpierw chwytamy się koncepcji „ja”, które postrzega, oraz koncepcji zewnętrznego „obiektu”, który jest postrzegany. Widząc obiekt, określamy jego rozmiary, kształt i kolor. Następnie dokonujemy osądu: „Jest ładny. Jest brzydki. Lubię. Nie lubię. Czuje się szczęśliwy. Jestem nieszczęśliwy” W końcu odczuwamy przywiązanie albo niechęć: „Chcę. Nie chcę”. I własnie wtedy zaczyna się cierpienie”.