WSZYSTKO, CO ZAWSZE CHCIELIŚCIE WIEDZIEĆ NA TEMAT TANTRY, ALE BALIŚCIE SIĘ ZAPYTAĆ
Wszystko, co zawsze chcieliście wiedzieć na temat tantry, ale baliście się zapytać
wywiad z Mirandą Shaw przeprowadzony przez Craiga Hamiltona
Zachodni uczeni przedstawiają buddyzm tantryczny, którego rozkwit w Indiach przypada na okres od VIII do XII wieku, w sposób uwłaczający kobiecie:
Większość zachodnich uczonych obstaje przy tym, że prawdziwymi praktykujący tantrę byli mężczyźni, a kobiety były jedynie dopuszczane do rytuałów, kiedy ich „usługi” były pożądane przez męskich adeptów tantry. Ci autorzy kreślą uwłaczający, a nawet pogardliwy obraz jogiń tantrycznych.
Tym niemniej Shaw przedstawia wiele niezaprzeczalnych dowodów, zasadniczo przeczących takiemu stanowi rzeczy:
Kobiety współuczestniczyły w pełni w tantrycznej ścieżce. Biografie jogiń przedstawiają odważne, pewne siebie, niezależne kobiety. Teksty tantryczne pokazują w jaki sposób należało kobiet hołubić, służyć im i oddawać rytualny hołd. Literatura tantryczna zaznajamia nas z praktykami wykonywanymi tylko i wyłączenie przez kobiety lub takimi, które praktykowane były wspólnie z mężczyznami (a nie tylko i wyłącznie przez mężczyzn). Teoria tantryczna wysuwa ideał współpracy, wzajemnie wyzwalającego związku kobiety i mężczyzny.
Kierunek ten, stworzony i napędzany przez kobiety, przepełnił całą Azję kulturowym odrodzeniem i podkreślił znaczenie życia duchowego w życiu codziennym oraz przekształcające aspekty namiętności i intymności.
Nauczyciele tantryczni przekazali Shaw inicjacje niezbędne do otrzymania najwyższych nauk, z kolei azjatyccy uczeni tantryczni wspomogli jej badania, dzięki potwierdzeniu jej sposobu rozumienia tantry i udostępnieniu trudnych do odnalezienia tekstów. Opisy Shaw tych śmiałych, pewnych siebie i niezależnych kobiet, dostarczone przez nią na postawie tłumaczeń tekstów źródłowych, napełniły mnie mieszanką wściekłości i radości.
Z recenzji Catherine Holmes Clark książki Mirandy Shaw “The Passionate Enlightement. Women in Tantric Buddhism”
=====
W S T Ę P
Kiedy profesor Miranda Shaw przygląda się kobietom uwiecznionym na obrazach tybetańskich, nie widzi kolorowych, dwuwymiarowych postaci, które narodziły się w głowie twórcy. Dostrzega natomiast „inspirujące kobiety narodzone z przestrzeni”, „upojone wolnością”, „uwodzicielki pełne pasji, radości i gwałtownej namiętności”- promienne odbicia pełnych mocy, oświeconych kobiet, które współkształtowały świat buddyjskiej tantry.
Pisze: „Wydaje się, że słychać delikatne pobrzękiwanie ich misternych kościanych ozdób i czuć powiewy wiatru wywoływane tęczowymi szatami kiedy podróżują przez buddyjski tantryczny krajobraz.” Spotkanie z takimi właśnie obrazami na wystawie, na drugim roku studiów, pobudziło jej wyobraźnię i ciekawość do tego stopnia, że stały się bodźcem do napisania pierwszej, większej pracy naukowej – badania, dzięki którym przeniosła się z Harvard Divinity School na odległy tybetański płaskowyż, w poszukiwaniu zrozumienia tantry zarówno w teorii jak i praktyce.
Wychowana w rodzinie metodystów w małym mieście w stanie Ohio, po raz pierwszy zainteresowała się religiami Wschodu w wieku czternastu lat, kiedy przyjaciel domu pokazał jej kopię Bhagavad Gity. Pomimo tego, że wyrosła raczej w duchu świeckim, nie mogła oderwać się od lektury, która całkowicie ją zauroczyła. To był początek miłości do literatury religijnej, której symbole wypełniają przestrzeń zarówno przedpokoju jak i pokojów w jej małym mieszkaniu, nieopodal uniwersytetu w Richmond, gdzie obecnie jest asystującym profesorem religioznawstwa. Jej zapał do wiedzy duchowej zaowocował studiami doktoranckimi na Harvardzie, gdzie znalazła sposób na to, aby buddyzm tantryczny stał się motywem przewodnim jej badań. Zwieńczeniem tych prac stała się, wydana w roku 1994, książka: “The Passionate Enlightement. Women in Tantric Buddhism.” („Oświecenie pełne namiętności. Kobiety w buddyzmie tantrycznym”). Książka doczekała się już czterech wydań i miała duży wkład w studia poświęcone historii tantry.
Oparta o wyczerpujące badania nad głównymi tekstami tantrycznymi napisanymi w językach źródłowych oraz o dwu i pół letnie studia w Indiach i Nepalu, książka Shaw przedstawia rewizjonistyczne podejście do natury praktyk tantrycznych, które obraca się wokół jednej kwestii: Tantra miała nie tylko przyczynić się do duchowego rozwoju mężczyzn, ale również służyła oświeceniu kobiet. Mimo tego, że przed Shaw w ostatnim ćwierćwieczu ubiegłego wieku, istniały daleko posunięte badania dotyczące zarówno samego buddyzmu jak i tantry, założenie leżące u podstaw takich badań dowodziło, że kobiety włączane były do praktyk tantrycznych o tyle, o ile mogły wspomagać mężczyzn w ich drodze do oświecenia. Shaw odłożyła na bok takie założenie i na nowo przyjrzała się zarówno zapisanym jak i żywym źródłom. Odnalazła świat, w którym kobiety nie tylko żyły i praktykowały na równi z mężczyznami, ale w wielu przypadkach wiodły prym w poszukiwaniach duchowego rozwoju. Co więcej, Shaw odkryła, że wielu poważnie praktykujących tantrę mężczyzn hołubiło kobiety, oddawało im honory i cześć jako tym, które wnoszą oświeconą energię do świata.
Dzięki takiej rewolucyjnej interpretacji tekstów tantrycznych, Shaw udało się połączyć pozornie wzajemnie wykluczające się elementy tej tradycji i dzięki temu stworzyć podstawy dla nowego rozdziału studiów tantrycznych, zarówno dotyczących części teoretycznej jak i praktycznej.
Podczas gdy samo zagadnienie oświecenia nie jest bezpośrednio związane z tematem płci w odniesieniu do duchowej praktyki, natychmiast po lekturze książki Mirandy Shaw wiedzieliśmy, że chcemy z nią porozmawiać. Z racji swojego pionierskiego podejścia jak i pochodzącego z pierwszej ręki dorobku badawczego, wyróżniającego ją spośród tradycyjnych akademików, pani profesor wydaje się być najlepszym wyborem, który pomoże zrozumieć nam zawiły charakter współczesnej tantry. W przeciwieństwie do sposobu pisania innych naukowców, jej styl pokazuje żywe, osobiste zainteresowanie tematem. Najbardziej zaintrygowała nas wyraźna łatwość i pewność z jaką przechodziła bez utraty polotu od subtelnych i przenikliwych wyjaśnień ezoterycznych nauk Buddy, do szczegółowego opisu seksualnego wymiaru praktyki tantrycznej. Pomyśleliśmy wówczas, że Mirada Shaw musi być nietuzinkowym profesorem.
Pomimo tego, że byłem po lekturze jej pracy, a także wielokrotnych rozmowach telefonicznych w dniu, w którym Miranda Shaw odebrała mnie z lotniska Richmond, w dalszym ciągu spodziewałem się kogoś bardziej przypominającego bibliotekarza niż atrakcyjną, uduchowioną kobietę, która mnie powitała. „Nie spodziewałam się kogoś tak młodego”, powiedziała, ściskając mi rękę i ciepło się do mnie uśmiechając. Kiedy z piskiem opon pokonywaliśmy zakręty w drodze powrotnej z lotniska do miasta, zaczynałem powoli rozumieć Mirandę Shaw, którą zainspirowały obrazy tańczących w przestrzeni jogiń. Siedząc w swoim mieszkaniu w pozycji lotosu, w otoczeniu erotycznych malunków reprezentujących zarówno klasyczną jak i współczesną sztukę, podzieliła się ze mną zarówno wiedzą na temat poglądu i praktyki tantry buddyjskiej, jak i szczerym entuzjazmem dla tematu, który zagnał ją w najdalsze zakątki ziemi.
W Y W I A D
Magazyn What Is Enlightenment?: W swojej książce „Passionate Enlightenment” pisze Pani, że początki buddyzmu tantrycznego wywodziły się z ruchu reformatorskiego, a nawet stanowiły pewną formę buntu wobec sztywnego, tradycyjnie pojmowanego buddyzmu monastycznego. Kim byli ci buntownicy?
Miranda Shaw: Pionierzy tantry pochodzili z różnych środowisk. Byli wśród nich ludzie wywodzący się zarówno z rodzin królewskich i arystokracji, jak i różnych plemion, a także osoby zajmujące się wszelkiego rodzaju handlem i rzemiosłem. Po wykrystalizowaniu się tantry, niektórzy z praktykujących w klasztorach opuścili je, nie chcąc dłużej żyć w oderwaniu od codziennego życia. Tym niemniej największy bodziec dla rozwoju tantry nie pochodził z klasztorów, a od ludzi świeckich, którzy chcieli praktykować jogę i inne duchowe ścieżki, ale niekoniecznie w murach klasztornych w cieniu celibatu, pozbawieni kontaktu z płcią przeciwną i rodzinami.
WIE: Przed pojawieniem się tantry, buddyzm praktykowany był tylko i wyłącznie w surowym otoczeniu monastycznym. Czy to oznacza, że jeśli chciało się poważnie praktykować, trzeba był wstąpić do klasztoru?
MS: Dokładnie tak. Istniały oczywiście praktyki dotyczące etycznego działania i proste medytacje, które wykonywali ludzie świeccy, tym niemniej daleko im było do duchowych poszukiwań oświecenia.
WIE: Jakie były kluczowe wydarzenia, które wywołały ten nowy ruch?
MS: Rozwój buddyzmu odbywał się przy okazji ekspansji na nowe obszary geograficzne, grupy społeczne i kultury. W okresie pojawienia się tantry raz jeszcze zaobserwować można ekspansję podstaw Nauk, co owocuje wyjściem do ludzi mieszkających na przykład w górach, a także na obrzeżach grup społecznych bądź w dolnych warstwach społeczeństwa. Wnieśli oni własne formy praktyki duchowej, symbolikę i zachowania rytualne. W ten sposób ich doświadczenie zostało włączone do buddyjskiej tantry. Jednym z zachowań rytualnych wniesionych przez te grupy społeczne jest szamańska praktyka „przeistaczania się w bóstwo – jidama”. Technika ta została potem połączona z tantrycznym celem, jakim jest osiągnięcie stanu buddy w tym życiu.
WIE: Co dokładnie oznacza „przeistaczanie się w jidama”?
MS: Urzeczywistnienie obecności jidama, czyli doskonałych właściwości buddy, na każdym podstawowym poziomie funkcjonowania: ciała, mowy i umysłu. Nie oznacza to tylko postrzegania świata na poziomie mentalnym w taki sposób, jakby się było jidamem czyli jako harmonijnego, czystego i doskonałego takim jakim on już jest, jako sfery estetycznego splendoru, ale także mówienie w taki sposób jakby wyrażał się jidam: posługiwanie się słowami pełnymi wglądu, wyzwolenia i współczucia. To co mnie poruszyło w tantrze, to praktyka urzeczywistnienia obecności jidama w swoim ciele i manifestowanie jego doskonałych właściwości, przy pomocy własnych działań. Ale nie idzie tu tylko o manifestowanie obecności jidama tylko po to, aby otrzymać należną mu cześć, lub nabyć zdolność uzdrawiania, czy wykonywania innych działań, ale aby zamanifestować pełnię oświecenia, stanu buddy w tu i teraz.
WIE: To było bez wątpienia całkowicie nowatorskie podejście do praktyki buddyjskiej. Co tak naprawdę wydarzyło się w tamtym czasie?
MS: Tantra wzorowała się na starożytnym modelu jogicznym znanym z Indii, w którym wokół nauczyciela posiadającego nauki, przekaz i metody, gromadzili się uczniowie chcący je praktykować. Częstokroć godzili się na życie w pobliżu mistrza. Razem praktykowali i prawdopodobnie razem udawali się na pielgrzymki, tworząc małe wspólnoty. Nie istniała żadna forma centralnej organizacji ani władzy, które zawczasu cenzurowałyby nauki albo decydowałyby o tym, kto miałby nauczać. Wszystko to przyczyniło się do tego, że był to bardzo twórczy okres.
WIE: Jakie były podstawowe praktyki tantryczne?
MS: Zasadnicze techniki utrzymywania uważności i buddyjskie nauki o etycznym postępowaniu już wówczas były znane. To co zostało dodane to były techniki jogiczne, określone sposoby pracy z oddechem i energiami znajdującymi się w ciele, które zostały zaczerpnięte z jogicznych nauk pochodzących z Indii. Także wiele elementów rytualnych oraz technik magicznych i tańców ma tam swoje źródła. To, co wyróżniało ten okres, to prawdopodobnie wprowadzenie jogi zjednoczenia – praktyki, którą kobiety i mężczyźni wykonywali razem po to, aby przekształcić energie powstałe w trakcie seksualnego zjednoczenia, w bardziej wyrafinowane stany świadomości, mądrości i błogości.
WIE: W jaki sposób seksualność, a w zasadzie praktyka jogi w zjednoczeniu miała przynieść pożytek na drodze do oświecenia?
MS: Seksualność jest wyjątkowo silnym, pierwotnym i niezbywalnym aspektem natury ludzkiej. Jednym z podstawowych paradygmatów tantrycznych był pogląd, że w niektórych formach praktyk medytacyjnych, energie seksualne były po prostu marnotrawione. Niektórzy pionierzy tantry byli przekonani, że życie w celibacie nie tylko nie było ukoronowaniem czyjejś seksualności, ale raczej ją represjonowało, a nawet było formą ucieczki przed nią. W rzeczywistości stanowiło to tylko przeniesienie na przyszłe życia pracy, którą i tak należy wykonać, aby zintegrować wszystkie aspekty funkcjonowania i sprawować pełnię władzy nad każdą formą energii.
WIE: Czyli cała istota rzeczy zawierała się w przekonaniu, że jeśli złożyło się ślubowania czystości na całe życie, to nie było szansy na pozyskanie władzy nad energiami seksualnymi?
MS: Istnieją nauki tantryczne mówiące o tym, że bez praktykowania w zjednoczeniu i bez pracy z energiami na tym poziomie, niemożliwe jest osiągnięcie oświecenia w ciągu jednego życia.
WIE: Wyczytałem w Pani książce, że jeden z tekstów zawiera stwierdzenie, iż Budda nie osiągnął oświecenia pod drzewem bodhi, jak to się powszechnie uważa, ale w pałacu, w zjednoczeniu ze swoją żoną.
MS: To są dokładnie te nauki, do których się odwołuję. Mówią one, że niemożliwe jest osiągnięcie oświecenia w jednym życiu bez tantrycznego zjednoczenia. Według nich nawet sam Budda Siakjamuni wykonywał praktyki w zjednoczeniu ze swoją żoną, zanim opuścił pałac. W przeciwnym razie, nie zamanifestowałby oświecenia później.
WIE: Pisze Pani dalej, że pomimo osiągnięcia oświecenia już w pałacu, Siakjamuni porzucił swoje królestwo, został włóczęgą i przez lata oddawał się surowym praktykom ascetycznym po to, aby zainspirować ludzi do duchowych poszukiwań – ludzi, których mógł poruszyć tylko tak drastyczny czyn jakim było wyrzeczenie się królestwa.
MS: Tak, osiągnął on oświecenie w zjednoczeniu. Potem, aby pociągnąć za sobą ludzi poruszonych takim działaniem, którzy i tak sami skazani byli niejako na podążanie ścieżką wyrzeczeń, odegrał przed nimi to iluzoryczne przedstawienie ascezy.
WIE: To naprawdę fascynująca historia. Tym niemniej mogę sobie wyobrazić jak przedstawiciele Therawady lub innych, bardziej tradycjonalistycznie nastawionych szkół, zarzucają zwolennikom tantry, że było to zwykłe retuszowanie historii wynikające z czysto ideologicznych pobudek.
MS: To co Siakjamuni zrobił, osiągnął i powiedział, i tak zostało zniekształcone przez upływ czasu, gdyż pierwsze teksty źródłowe pojawiły się sto lat później. Tym niemniej uważam, że tantryczny przekaz jest prawdopodobny.
Nawiązując do tego tematu chciałabym podkreślić, że praktykujący tantrę nie oceniali ludzi, którzy nie mogli lub nie chcieli używać seksualnych energii na ścieżce duchowej w tym życiu. Zdawali sobie sprawę z tego, że celibat jest odpowiedni dla niektórych ludzi, z powodu uwarunkowań karmicznych. Pogląd tantryczny natomiast wniósł ze sobą przekonanie o tym, że niektórzy ludzie posiadają ogromne pokłady namiętności – gwałtownej, pięknej i żywej, zabarwionej dużą dawką emocjonalności. Tantra miała stać się ofertą dla tych, którzy chcieli używać całego swojego arsenału po to, by nie marnotrawić posiadanej energii, której istnienia w żaden sposób nie mogli negować.
WIE: Kiedy tak Pani o tym mówi, nie sposób nie ulec wrażeniu, że istnieją różne ścieżki dla różnych typów ludzi, a tantra skierowana jest do osób pełnych namiętności, które stale doświadczają niewyobrażalnych pokładów energii i intensywności.
MS: Dokładnie tak. Teksty ciągle to podkreślają: tantra jest dla ludzi pełnych pasji.
WIE: Jak to ma się teraz do poglądu, do którego odwołała się Pani przed chwilą, że zjednoczenie tantryczne jest jedynym sposobem, dzięki któremu można osiągnąć stan buddy w tym życiu?
MS: Osiągnięcie pełnego stanu buddy w tym życiu jest celem tantry. Natomiast nie jest nim w szkołach Mahajany i Therawady. Dlatego nie ma tutaj żadnej sprzeczności.
WIE: Ale w jakimkolwiek życiu to się wydarzy, to z tego punktu widzenia będzie to zawsze „to” życie. Ci, którzy praktykują tantrę zdają się twierdzić, że koniec końców jedyna droga do osiągnięcia oświecenia prowadzi przez praktykę w zjednoczeniu.
MS: Właśnie tak. Co ciekawsze wierzą w to, że aby osiągnąć oświecenie trzeba wejść w kontakt i wyzwolić energię serca, która dla nich jest sednem, punktem centralnym świadomości na najgłębszym poziomie. To właśnie w tym miejscu kumulują się lęki, nienawiść i gniew nagromadzone w ciągu wielu egzystencji. Twierdzą, że tylko energia powstała na skutek praktyki w zjednoczeniu ma moc rozsadzenia zalegających przez wieki pokładów egoistycznych zachowań, życia w iluzji i zaprzeczaniu, a także rozpuszczania nienawiści i strachu na poziomie serca.
WIE: W jaki sposób odbywa się to „rozsadzenie”? W swojej książce pisze Pani, że „wspólna praktyka z partnerem tantrycznym wydaje się mieć wpływ na otwarcie serca na najgłębszym poziomie, uwolnienia go od wszelkich węzłów, ograniczeń i zaciemnień powstałych na skutek błędnych poglądów i folgowaniu emocjom.”
MS: Jednym z celów jogi zjednoczenia jest koncentracja energii znajdującej się w okolicy brzucha, będącego skupiskiem wewnętrznego ognia, który adepci tantry chcą rozniecić. Dzięki praktyce zjednoczenia, cała uwaga skoncentrowana jest w tym rejonie, który znajduje się kilka cali poniżej pępka w miejscu, gdzie będą pojawiały się doznania seksualne. Tym niemniej w przeciwieństwie do zwykłego stosunku seksualnego, w którym partnerzy pozwalają sobie na oddanie się przyjemności, praktykujący tantrę koncentrują swoją energię i uwagę na tym właśnie punkcie, w celu pobudzenia wewnętrznego ognia. Kiedy żar zostaje wzniecony i ogień zaczyna intensywnie płonąć, można wykonywać pewne medytacje po to, by okiełznać te energie w sercu. Jedną z nich jest skierowanie energii do góry w kierunku serca. W tracie przechodzenia przez serce, na skutek swojej intensywności, w naturalny sposób energia rozsupłuje tzw. węzeł i rozsadza osady. Z chwilą rozpuszczenia tych pozostałości można czasami doświadczyć uwalnianej emocji, jak przekształca się w przytomność. Czasami kiedy do czynienia mamy z rozpuszczoną nienawiścią lub strachem, można odczuć uwalniającą się emocję. Przekształcanie emocji nagromadzonych w przeszłości i uwolnienie ich kiedy narastają, zamiast projektowanie ich na obecne sytuacje, wymaga ogromnej uważności.
WIE: Brzmi to tak, jakby praktyka wymagała czegoś znacznie więcej, niż tylko wytworzenia ogromnej dawki energii. Mianowicie pielęgnowania określonych właściwości i siły charakteru po to, aby praktykujący był w stanie znieść wszystko to, co takie natężenie energii wzbudzi.
MS: Istnieje niebezpieczeństwo ponownego przywiązania się. W trakcie powstawia zarówno emocji jak i pełnych mocy stanów umysłu, jeśli nie jest się dostatecznie zdeterminowanym aby je odciąć, można ponownie uwikłać się w dawne neurozy. W tym czasie energie wymagają aby z nimi pracować w taki czy inny sposób. To dlatego mówi się, że podążanie ścieżką tantry jest jak chodzenie po ostrzu noża. Nie jest pozbawione niebezpieczeństw. Siła energii, z którymi się pracuje i poziomy psyche, które się pojawiają stwarzają potencjalne zagrożenie dla równowagi umysłu.
WIE: Jak to jest praktykować tak blisko z drugą osobą, kiedy ma się do czynienia z tak potężnymi energiami i emocjami? Związki tantryczne muszą być niebywale intensywne.
MS: Związek daje możliwość obserwowania nas samych, bycia lustrem dla partnera i pracy z energiami, które stale się pojawiają. Kiedy to bezpośrednie zaangażowanie połączone zostanie z mocą praktyki, związek stanie się źródłem wewnętrznego spalania i całkowitej transformacji.
WIE: Wydaje się, że duchowe zaangażowanie partnerów sięga znacznie dalej niż tylko po wspólne wykonywanie praktyk na poziomie energii. Czy wychodzi także naprzeciw wyzwaniom jakie stawia życie razem i czy dostarcza sposobów na to, aby stać się wartościowym człowiekiem?
MS: Związek wybiega znacznie dalej niż tylko bycie wartościową osobą. Chodzi tu o sposób w jaki się wspieramy na drodze do oświecenia, co samo w sobie jest innym poziomem interakcji. Może to dotyczyć rzeczy, które na pierwszy rzut oka wydają się nie mieć znaczenia. Dlatego bardzo ważne w doborze partnera tantrycznego jest to, aby miał podobny do naszego poziom emocjonalnej, intelektualnej oraz duchowej wrażliwości. Ponieważ procesy te wymagają nie tylko umiejętności nie przywiązywania się na poziomie emocjonalnym, ale także posiadania określonych cech intelektualnych, takich jak zdolność do rzetelnego dekonstruowania bagażu czyichś doświadczeń, zarówno pod względem zawartości jak i prób ich interpretacji.
WIE: Brzmi to tak, jak gdyby wybór partnera tantrycznego był poważnym przedsięwzięciem, poprzedzonym dogłębną analizą, a nie czymś, co się po prostu do związku dodaje.
MS: Znacznie trudniej byłoby włączyć praktykę tantryczną do istniejącego już związku, niż zacząć nowy, będący od początku związkiem o charakterze tantrycznym, ponieważ w istniejących związkach obecne już są określone wzorce. A wtedy mamy do czynienia ze wszystkimi tymi wzorcami, dodanymi do schematów i nawyków pochodzących z poprzednich egzystencji, z którymi staramy się uporać. Chciałabym wierzyć, że w teorii jest to możliwe, ale nie wydaje mi się, aby to mogło zadziałać.
WIE: Jedna z praktyk, którą szczegółowo opisuje Pani w swojej książce, łączy błogość i pustość, a w zasadzie próbę urzeczywistnienia pustej natury aby podołać doświadczeniu błogości. Kiedy używa Pani słowa „błogość” w tym kontekście, ma Pani na myśli po prostu erotyczną przyjemność? Czy chodzi tu o ten rodzaj przyjemności, z którym większość z nas jest zaznajomiona?
MS: W praktyce tantrycznej wychodzi się poza zwyczajną przyjemność i podąża się za nią do jej źródła, którym jest natura umysłu, stworzona z czystej, doskonałej błogości. Wchodzi się w obszary czystej radości, która jest pozazmysłowa, tym niemniej używa się zmysłów, aby ją osiągnąć. Dzięki użyciu przyjemności zmysłowej dochodzi się do jej podstaw. Ale kiedy znajdujemy się w tym głębokim stanie błogości, bardzo łatwo o przywiązanie do przedmiotu przyjemności, lub jej źródła, którym jest partner, a także doświadczania przyjemności jako wartości samej w sobie, i przekształcenia jej w jeszcze jedno doświadczenie generujące uwikłanie. Dlatego właśnie doświadczenie błogości, łączone jest z medytacją na pustość. Bardzo ważne w tantrze jest to, aby połączyć doświadczenie intensywnej błogości z urzeczywistnieniem pustości. Adepci tantry zaznajomieni są z filozofią madhyamaki. Rozumieją, że wszystkie zjawiska pozbawione są wewnętrznej esencji – trwałego, niezależnego istnienia. Tak więc w tym sensie pojawia się zrozumienie, że świat jest iluzoryczny i wobec tego nie może być źródłem satysfakcji ani ostatecznej błogości. To co partnerzy robią w momencie doświadczenia błogości, to włącznie tego poglądu do doświadczenie błogości samej w sobie i dekonstrukcja jej po to, aby zobaczyć, że nie ma tego kto doświadcza. Błogość pojawiła się w pewnego rodzaju pustej przestrzeni. Nie ma tego kto by posiadał błogość. Nie ma też źródła błogości. Połączenie błogości z wglądem w pustość powinno zbliżyć każdego z partnerów do szerszej, podobnej do przestrzeni, pozbawionej centrum świadomości – w istocie będącej doświadczeniem świadomości uniwersalnej.
WIE: Jest jeszcze inny fragment w Pani książce, w którym opisuje Pani przekształcenie przyjemności zmysłowej w duchową ekstazę.
MS: Tak to się właśnie wydarza. Dzięki wglądowi w pustość zwykła przyjemność zostaje przekształcona w przyjemność transcendentalną.
WIE: Dobrze. Tak więc istnieje intensywne doświadczenie erotycznej przyjemności i trzeba się na tym całkowicie skoncentrować.
MS: Tak, a potem włączamy w to nasze zrozumienie pustości. Dekonstruujemy przyjemność. Postrzegamy ją jako pustą. W tracie przechodzenia przez ten proces, usuwa się wszystkie elementy przywiązania, tak więc ustawia się siebie samego, czyli tego który doświadcza, niejako poza samą przyjemnością. Przedmiot zostaje oddzielony od błogości będącej jego przyczyną. Również samo pojmowanie doświadczenia w kategoriach błogości, a nawet samo słowo „błogość”, zostają od niej oderwane. W trakcie dekonstrukcji różnych aspektów błogości, zostaje ona przekształcona ze zwykłej błogości czy przyjemności w błogość transcendentalną, pozbawioną jakichkolwiek cech i nie dającą się opisać.
WIE: Czy to więc błogość się zmienia czy też zostaje niejako obrana z tego wszystkiego co na nią nałożyliśmy w celu oświecenia tego, co już i tak było oświecone?
MS: W tantrze usuwa się przeszkody stające na drodze do doświadczenia jej w pełni. Według nauk tantrycznych, ta transcendentalna błogość jest już zawarta w każdym momencie doświadczenia, ale przysłaniają ją nasze własne projekcje dotyczące samego doświadczenia, oczekiwania naszego ego wobec tego, co się wydarza.
WIE: Jednym w głównych tematów Pani książki jest relacja damsko-męska i rola płci. Stawia Pani jasno sprawę, że w praktyce jogi zjednoczenia mężczyźni powinni hołubić kobiety. Wielokrotnie określa Pani mężczyzn jako „wyznawców”, „sługi”, a nawet „niewolników” kobiet. W szczególności radzi mężczyznom, aby „przyjmowali schronienie w sromie szlachetnej kobiety”, a nawet powinni „chcieć dotknąć i wchłonąć każdą substancję, którą wyprodukuje kobiece ciało.”
MS: I wylizać każdą część jej ciała jeśli ich o to poprosi!
WIE: To dość ekstremalny stopień uwielbienia i zdecydowanej chęci podporządkowania się w związku kobiecie. To literalne traktowanie kobiet niczym boginie.
MS: Zgadza się, boginie. Celem praktyki tantrycznej jest przeistoczenie się w boginię czy też dakinię. Kobieca ścieżka polega na uzmysłowieniu sobie, że w swej istocie jest się dakinią czyli żeńskim buddą. Traktowanie z szacunkiem kobiet ma je wspomóc w urzeczywistnieniu ich oświeconej natury. Jeśli mężczyźni traktowaliby je tylko jako równe sobie albo podporządkowane im, musiałby walczyć z tym poglądem i takim podejściem, aby osiągnąć wewnętrzną doskonałość. Adeptki tantry tego nie chcą.
WIE: Jeśli osiągnięcie doskonałości jest głównym celem tantry, czy nie jest nim także dla mężczyzn?
MS: Ależ oczywiście.
WIE: Czy w takim razie kobiety traktują ich jak bóstwa/heruków?
MS: Oni również urzeczywistniają wewnętrzną doskonałość i stan buddy z tym, że dla nich właściwym wyrażeniem tego stanu buddy jest uwielbienie doskonałych właściwości kobiety. W tym światopoglądzie to kobiety nadają kierunek oświeconym energiom, energii transformacji w świecie, w pełen mocy sposób. Mężczyzna ma być natomiast biorcą tych energii i ma szanować zarówno je jak i ich źródło. Niektórzy mężczyźni mogą się z tym nie zgodzić, tym niemniej taki jest pogląd tantryczny.
WIE: Pisze Pani, że „mężczyzna musi być ostrożny przy pobudzaniu kobiety tak, aby nie zmącić uważności”. Jak on to robi?
MS: To jest pytanie dotyczące wirtuozerii, precyzji, delikatności. Nie można zabierać się do tego w sposób nieudolny lub…
WIE: Ordynarny?
MS: Tak. Myślę że słowo „delikatność” najlepiej tutaj pasuje. Nie narzucanie się, nie czerpanie z tego korzyści, ale dawanie przyjemności. To zupełna zmiana kierunku. Wymaga to dużego zainteresowania zarówno stanem umysłu kobiety, jak i etapami jej podniecenia. Zapobiega to temu rodzajowi gwałtowności zawartej w akcie seksualnym, kiedy mężczyzna już sobie wyobraził wszystkie etapy, przez które ma dopiero przejść by osiągnąć cel, w dodatku im szybciej tym lepiej.
WIE: Odciągnęłoby ją to od medytacji?
MS: Bez wątpienia.
WIE: Wcześniej wspomniała Pani, że tantryczne zjednoczenie lub tzw. seksualna joga uważane są za najwyższe, najbardziej zaawansowane praktyki, które wymagają starannych przygotowań, włączając w to medytację, pielęgnowanie poczucia odpowiedzialności za wszystko, współczującą motywację, a nawet porzucenie iluzji oddzielenia, osobnego ja – wszystko po to, aby przygotować się do praktyki.
MS: Właśnie tak. I na dodatek wymaga to samotności. Tę praktykę wykonywało się w większości przypadków na odosobnieniach.
WIE: O jakim odosobnieniu tutaj mówimy?
MS: Partnerzy udawali się do lasu, jaskini albo chaty medytacyjnej, do jakiegoś miejsca, w którym byli sami i nikt im nie przeszkadzał. Ponieważ pracowali z bardzo subtelnymi stanami świadomości, nie chcieli być rozpraszani. Trzeba było być bardzo skoncentrowanym i całkowicie oddać się doświadczeniu.
WIE: Nie był to więc rodzaj praktyki, jaki pary wykonywały wieczorami po pracy i kolacji?
MS: Można było to tak traktować pod warunkiem, że już się okrzepło i osiągnęło mistrzostwo w praktyce. Tym niemniej na samym początku, kiedy dopiero zaczynało się ją poznawać, nie było to możliwe. Można było usłyszeć historie o ludziach, którzy udawali się na odosobnienia trwające na przykład sześć miesięcy albo cały rok, gdzie intensywnie praktykowali jogę zjednoczenia zanim zaczęli integrować ją ze swoim codziennym życiem.
WIE: To interesujące usłyszeć, że taki był historyczny i tradycyjny pogląd, gdyż nasze dzisiejsze zrozumienie tantry jest czymś zgoła różnym. Przeglądając magazyny poświęcone tematyce duchowej, natrafiamy na liczne oferty warsztatów tantrycznych prowadzonych przez pary, a kierowanych do innych par lub osób samotnych, które znajdują tam swoją parę, z którą będą intensywnie praktykować przez tydzień może dwa. W porównaniu z tym, co przed chwilą Pani powiedziała, wydaje mi się, że te warsztaty oparte są raczej na zachodnim, terapeutycznym podejściu.
MS: Wydaje mi się, że podstawowa różnica pomiędzy współczesnymi, bardziej świeckimi lub zachodnimi wersjami tantry (ale również niektórymi wersjami hinduskimi) jest taka, że we wszystkich tych podejściach, języczkiem u wagi jest sam związek, a wszystkie elementy i praktyki tantryczne mają na celu wzmocnienie więzi. Natomiast w prawdziwej tantrze związek jest zaledwie środkiem do osiągnięcia oświecenia. Tak więc cel jest zgoła odmienny.
WIE: Jak wiele tego, co w zachodnim świecie robi się w imię tantry, dorasta do tego, o czym Panie pisze?
MS: Wydaje się, że ludzie Zachodu nie mają takich podstaw, jakie mieliby praktykujący pochodzący ze Wschodu. Na przykład: praktyka tantry w Indiach, Nepalu czy Tybecie zakłada przeciętnie pięć lat studiów filozoficznych nad doktryną pustości. Ludzie, którzy wykonują praktyki tantryczne zadają sobie pytania typu: „Jakie filozofie studiowałeś?” „Jakie teksty?” Zadają sobie pytania dotyczące technicznych zagadnień odnoszących się do pustości. Jaki człowiek Zachodu to zrobił? Owocem praktyki tantrycznej jest jedność błogości i pustości. Bez zrozumienia pustości zjawisk nie można zdekonstruować emocji, co jest tutaj niezbędne. Co się stanie ze strachem kiedy się pojawi, albo gniewem lub pożądaniem? Jak możliwa będzie ich dekonstrukcja bez zrozumienia pustej natury zjawisk? Jak powiedziałeś, w buddyzmie to nie jest forma psychoterapii.
WIE: Rozumiem, że do praktyk tantrycznych należy również wyobrażanie sobie praktyki w zjednoczeniu, bez posiadania partnera w sensie fizycznym.
MS: Taką praktykę wykonują mnisi, którzy nie chcą złamać ślubów czystości. Robią to po to, aby przygotować się na moment, kiedy będą mogli praktykować w zjednoczeniu w przyszłych wcieleniach.
WIE: Czy można zaryzykować stwierdzenie, że kiedy to robią, będąc w pełni zaangażowanymi, pobudzają się?
MS: Takie jest założenie.
WIE: Czyli muszą pobudzać się seksualnie i robić wizualizacje? Nawet w klasztorach?
MS: Niektórzy tak. Takie odnosi się wrażenie. Uczą się sami kierować tą energią. Nie używają jej po to, aby przynieść sobie ulgę, ale aby pobudzić ją i kontrolować.
WIE: Oprócz samego studiowania tekstów tantrycznych, spędziła Pani dwa i pół roku na badaniach w Azji. Wspomina Pani, że spotkała wielu joginów i jogiń. Jak się Pani wydaje, ilu spośród nich było prawdziwymi mistrzami tantry?
MS: Więcej niż tuzin. Nie wszyscy byli nauczycielami, ale byli poważnymi praktykującymi i doświadczonymi mistrzami. Spotkałam także nieprawdziwych.
WIE: Skąd Pani wie, że byli prawdziwymi mistrzami?
MS: Rozmawiałam z nimi na temat praktyk, a także przyjrzałam się poziomowi i stopniowi uważności, ich zdolności do bycia świadomym tu i teraz. Odniosłam też wrażenie czystości ciała jogicznego osób, z którymi rozmawiałam.
WIE: Co Pani przez to rozumie?
MS: Chodzi o to jak bardzo obecne bądź też nie są pozostałości ego. Można to ocenić poprzez sposób w jaki się poruszają i zachowują, stopień powagi i dostojeństwa jaki wykazują oraz całkowitej uważności w danej chwili. Czyli ich ruchy oraz mowa wyrażają osiągnięcie doskonałości. Zwracałam uwagę właśnie na stopień urzeczywistnienia doskonałych właściwości i obecności tu i teraz. Ale nie tylko. Jeśli myślałabym, że kogoś takiego spotkałam, zadawałabym pytania. To bardzo subtelny proces.
WIE: W swojej książce wspomina Pani Lamę Jorphel, który w pewnym sensie był Pani nauczycielem. Czy miała Pani również innych nauczycieli czy tylko tego jednego?
MS: Spotkałam również wielu innych, inspirujących ludzi, ale to z nim najdłużej pracowałam i najbardziej byłam związana. Zaangażował się także w moje badania i stał się moim przewodnikiem zarówno na poziomie intelektualnym jak i osobistym. Będąc nauczycielem tantrycznym, nie mógł poprzestać na dostarczeniu mi suchych faktów odnośnie tantry czy też duchowego rozwoju. Jego zadaniem, jako nauczyciela, jest prowadzenie i przekształcenie ludzi. Krótko po naszym pierwszym spotkaniu zapytał mnie czy już praktykowałam. Wtedy jeszcze nie. Powiedział mi, że jeśli chcę z nim współpracować to muszę wykonać 100 tysięcy pokłonów, zaczynając od dzisiaj. A także 100 tysięcy powtórzeń mantry oczyszczającej. Odpowiedziałam: „OK”. Nie mogłam prosić go o nauki tantryczne bez chęci ich praktykowania.
WIE: W swojej książce opisuje Pani także sposób, w jaki lama pracował z Panią na bieżąco, poprzez natychmiastowe reagowanie na emocje jak i stany psychiczne.
MS: Opisałabym go jako osobę będącą całkowicie przytomną tu i teraz, a także posiadającą zdolność natychmiastowego stosowania nauk, które pokazują stan umysłu uczniów oraz ujawniają ten aspekt ego lub iluzji, który akurat u nich działa. To był wyjątkowo subtelny rodzaj interakcji. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam tak wyważonej reakcji na moje działania ze strony zachodniego terapeuty lub psychologa. Zdałam sobie sprawę z tego, że działo się tak na skutek nie wnoszenia przez lamę ego lub różnych projekcji do sytuacji. Dzięki temu miał zdolność odbijania wszystkich gierek ego w czysty sposób.
WIE: Czy została Pani poddana także bardziej zaawansowanemu treningowi tantrycznemu?
Nie do końca jest dla mnie jasne czy Pani sama praktykowała tantrę, o której wspomina?
MS: Nauki tantryczne należą do nauk tajemnych. Nie można o nich mówić. Nie można powiedzieć: „Praktykowałam to czy tamto”. To jest całkowicie zabronione.
WIE: Czy w takim razie ludzie mówią o tym tylko w teorii?
MS: Rozmawia się o tym z ludźmi, z którymi wspólnie wykonuje się daną praktykę. Mówię w teorii o rzeczach, które są prawdziwe. To wszystko co mogę na ten temat powiedzieć. Niewiele z tego co napisałam, było przedstawione tylko z teoretycznego punktu widzenia. Albo daną rzecz sama zbadałam albo zasięgnęłam rady tego, kto jej doświadczył.
WIE: Lama Jorphel na pewno podzielił się z Panią wieloma rzeczami podczas bycia razem. Czy może Pani powiedzieć co się zmieniło, na skutek tego spotkania?
MS: Dzięki swoim studiom i badaniom bardzo zmieniłam się na każdym poziomie. Nawet komórki w moim ciele uległy przemianie. Także fizycznie całkowicie się zmieniłam. Ludzie, którzy znali mnie zanim zaczęłam swoje badania, a potem ponownie zobaczyli mnie pod koniec tego okresu, nie rozpoznali mnie.
Także mój stosunek do mężczyzn uległ zmianie. Odkryłam, że mężczyźni zdolni są do przyzwoitego, dystyngowanego zachowania, a w końcu do oświecenia. Także to, że potrafią wspierać kobiety na bardzo głębokim, duchowym poziomie, a nie tylko emocjonalnym. Odkryłam całe spektrum przejawów męskiego uwielbienia dla kobiet, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Byłam także otaczana żeńskimi formami przejawiającymi doskonałe właściwości. Zdolność do postrzegania ich pozbawionych ubrań ciał, bardziej w kontekście religijnym niż komercjalnym, świeckim do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni na Zachodzie, bardzo mnie podbudowała jako kobietę. Moje zrozumienie tego, co jest możliwe w związku kobiety i mężczyzny, zmieniło się. Także samoświadomość siebie jako kobiety uległa przemianie. W ciągu życia przyswoiłam sobie wiele poglądów opartych na wstydzie, które ciągle jeszcze pokutują na Zachodzie i nie chodzi tu tylko o ogólne przekonania tkwiące w naszej kulturze, ale także o te formy wstydu, które sama sobie wkręciłam. Z nich też zostałam wyleczona.
Muszę przyznać, że naprawdę poznałam całą tajemnicę i moc płynącą z faktu bycia kobietą, gdyż nauki tantryczne przedstawiają kobietę jaką czystą i doskonałą taką jaka jest. Mówię tutaj o każdej najmniejszej komórce swojego ciała, o energii, a nie tylko o tym, co można po prostu osiągnąć. Mówię tutaj o czysto ontologicznym fakcie. To całkowicie zmienia myślenie.
WIE: W ciągu ostatnich dwudziestu lat, można było sporo usłyszeć o nadużyciach ze strony duchowych autorytetów. A w szczególności dotyczących seksualnego wykorzystywania przez nauczycieli buddyjskich, którzy twierdzili, że stosują nauki tantryczne. Wydaje się, że słowo „tantra” używane jest jako forma usprawiedliwienia tego, co po prostu jest formą zaspokojenia seksualnego, często kosztem ucznia. Nawet wielkiemu Kalu Rinpocze, uważanemu za jednego z największych współczesnych mistrzów buddyjskich, często określanemu jako Milarepa XX wieku, a przez wielu postrzeganemu jako żyjący budda, zarzuca się utrzymywanie kontaktów seksualnych ze swoją młodą tłumaczką June Campbell, która twierdzi, że była zmuszana do utrzymywania związku w tajemnicy. [„The Emperor’s Tantric Robes” – wywiad z June Campbell dla magazynu Tricycle.]
MS: Nie wątpię, że tak było. Emocjonalnie została zmuszona do godzenia się na wykorzystywanie seksualne i wyniszczający związku. Niestety, słowo „tantra” może stać się przykrywką dla seksualnych praktyk. Tym niemniej kiedy ma się do czynienia z takimi praktykami seksualnymi, można łatwo odkryć, że nie są to praktyki tantryczne. W sposobie w jaki opisuje swoją relację June Campbell nie ma nic tantrycznego. Związek nie był skierowany na osiągnięcie oświecenia Był czystą formą wykorzystania. To nie była praktyka tantryczna.
Proponowano mi: „Kochaj się ze mną, a staniesz się bardziej oświecona”, co oczywiście nie ma nic wspólnego z podejściem tantrycznym. Jeśli komuś duchowy nauczyciel mówi, jak miało to miejsce w przypadku June Campbell i innych, że jest to z pożytkiem dla nauczyciela, wtedy od razu wiadomo, że nie jest to tantra. Ponieważ w tantrze w żadnym wypadku nie można wykorzystywać innych osób. Obydwie strony muszą się na to zgodzić. Wszelka forma przymusu jest w tantrze zabroniona. Myślę, że adepci tantry przewidzieli możliwość takiego nadużycia i dlatego stworzyli regułę, w której mężczyzna nie może bezpośrednio proponować kobiecie wejścia w tantryczną relację. Musi wyrazić to w sposób subtelny, pośredni za pomocą języka ciała, znaków i tajemnego języka, którego używają tantrycy.
Na Zachodzie potrzebujemy takiej formy przejrzystości ponieważ życie kobiet, ich wewnętrzny spokój, a nawet praktyka duchowa mącone są przez zwykłe seksualne polowania. Na Zachodzie mówimy po prostu o wykorzystaniu seksualnym. Mam nadzieję, że prace takie jak moja, podobne do tego wywiady i artykuły w czasopismach, przyczynią się do pełniejszego zrozumienia czym jest tantra i sprawią, że ludzie nie będą mogli zasłaniać się samą etykietą.
WIE: Przyglądając się całościowo sprawie wydaje mi się, że jeszcze coś zostaje ukazane poprzez fakt, że tak wielu mistrzom nie udało zastosować oświeconego podejścia do seksualności. I nie mówimy tu tylko o szarlatanach. Wszyscy, którzy spotkali Kalu Rinpocze twierdzili, że był niespotykanie piękną wewnętrznie istotą, wyjątkowym przykładem czystości i człowieczeństwa.
MS: Był niesamowity.
WIE: Więc mam następujące pytanie: Jeśli człowiek taki jak on, który osiągnął tak wysoki stopień rozwoju, w tradycji słynącej z tego, że istnieją w niej tak wyszukane nauki dotyczące seksualności, nie jest w stanie żyć w sposób prawy i zachowywać się przyzwoicie w obliczu seksualnych pokus, czy mądre jest polecanie ludziom, aby obierali ścieżkę praktyk seksualnych jako drogę do osiągnięcia oświecenia?
MS: Te wykorzystania i wypaczenia seksualne tak naprawdę potwierdzają tylko początkowy wgląd i zamysł tantry, jakim było to, że jeśli nie pracowało się bezpośrednio z seksualnością, jeśli tylko chciało się ją stłamsić lub zignorować bez próby zgłębienia jej, nie można osiągnąć oświecenia. Te sprawy nie rozwiążą się same z siebie. A także nie rozpuszczą się same z siebie w przypadku życia w celibacie. To co obserwujemy, nawet w przypadku wielkiego mistrza, to fakt, że jeśli seksualność jest negowana, a jednocześnie inne strony osobowości, takie jak żądza władzy lub posiadania dostają pożywki, wtedy energie seksualne po prostu będą spoczywały przyczajone do momentu, w którym upomną się o nie nieujarzmione, a nawet zdeprawowane wymiary osobowości. Na tym polega cały sekret tantry: doprowadzić do oświecenia swoją seksualność wraz z całą resztą.
WIE: Więc jeśli seksualność nie jest wzięta pod lupę, jeśli jest pomijana wtedy prawdopodobnie wypłynie gdzie indziej?
MS: Tak, wypłynie na powierzchnię w formie nieoświeconego wymiaru osobowości i na dodatek spowoduje cierpienie twoje i innych. Celem ścieżki do oświecenia jest ustanie cierpienia i przyczyny cierpienia innych. Przypadki takie jak ten po prostu pokazują, że nie ważne jak bardzo jest się oświeconym, nie należy zapominać o seksualności.
===
Źródło: Magazyn What Is Enlightenment? – tłumaczenie: Xenia Chudy.