Michał Katafiasz – Odkrycie iluzji ego
Odkrycie iluzji ego, to odkrycie, że nie ma żadnej wyizolowanej z całości, konkretnej części, zwanej naszym Ja. Nie znaczy to, że nas nie ma, że tracimy poczucie siebie, lecz znaczy to, że wszystkie nasze dotychczasowe wyobrażenia o sobie i o życiu okazały się zwykłą fikcją. Jednym z takich podstawowych, błędnych założeń na nasz temat, które w tym momencie pryska, jest przekonanie, że opozycją dla mojego „Ja” jest „nie-Ja”, jest świat przeżyć. Ewentualny dualizm między przeżywającym a życiem zostaje rozpoznany jako złudzenie. Przeżywający okazuje się samą naturą przeżyć i warunkiem ich przeżywania, ich „przejawiania się i zanikania”. Jest bardziej miejscem, w którym się mogą one wydarzać, niż ich obserwatorem. Istnienie jednego bez drugiego to znaczy przeżywającego bez przeżyć jest w rzeczywistości niemożliwe. To, że nie znajdujemy siebie w żadnym konkretnym miejscu, nie dowodzi, jakoby w istocie mielibyśmy być nihilistycznym niebytem. Przeczyłoby to nie tylko zdrowej logice, ale i faktom. Przecież „ktoś” rozpoznaje własną iluzoryczność. Tym kimś okazuje się właśnie ciągłość naszego nieistnienia – obecność, istnienie nieistnienia. Obecność, istnienie nieistnienia wskazuje naprawdę, że kiedy patrzymy na coś zielonego lub czerwonego, to odpowiednio nasz Umysł „ma” kolor zielony bądź czerwony. Z kolei kiedy mamy wesołe bądź smutne myśli, nasz Umysł jest wesoły bądź smutny. Jeżeli zaś jesteśmy przykładowo w pomieszczeniu o kształcie sześcianu, bądź na łące koliście otoczonej drzewami, to wtedy Umysł ma kształt (formę) sześcianu lub koła. Zatem nasz Umysł w swej esencji nie jest ani zielony, ani czerwony, ani wesoły, ani smutny itd. To właśnie tylko stała charakterystyka ciągłego braku określonego kształtu, zapachu, ciężaru, temperatury, wilgotności, smaku, wielkości itd., pozwala mówić o jednym i tym samym Ja – tym samym Umyśle. Jeżeli z kolei nasze Ja byłoby trwałym, niezmiennym, konkretnym czymś, co zmieniałoby się z chwili na chwilę, wtedy nie moglibyśmy mówić o ciągłości poczucia nas samych, które przecież mamy, ponieważ z chwili na chwilę bylibyśmy kimś innym, „innym czymś”. Natomiast jeżeli nasze Ja miałoby być konkretnym „super obiektem”, który sam nie podlega żadnej zmianie, to niby gdzie miałby on istnieć i jak wyglądać? Według buddyzmu, znikąd się wzięliśmy i donikąd wracamy. Również zachodnia nauka twierdzi, że ludzki organizm co siedem lat całkowicie podlega pełnej zmianie na poziomie komórkowym, molekularnym, dowodząc w ten sposób pustej natury naszego Ja. Jednakże wiara w konkretne jakościowo, wyizolowane, własne Ja jest fikcją przede wszystkim dlatego, że możemy sami tej prawdy doświadczyć. Nie ma potrzeby już wtedy nigdzie gonić, ani nigdzie uciekać. Nauki Buddy mówią o tym momencie jako o urzeczywistnieniu przejrzystego, kryształowego światła naszego umysłu, świetlistej obecności, czy też osiągnięciu stanu arhata. Nazywany jest również ten poziom samourzeczywistnienia rozpoznaniem siebie jako otwartej, świetlistej przestrzeni bez centrum w środku oraz będącej bez granic we wszystkich kierunkach. Mówi się również wtedy, o urzeczywistnieniu siunjaty to znaczy pustego miejsca, mogącego zaistnieć na nieskończoną ilość sposobów bądź o rozpoznaniu mądrości Dharmadhatu (Dharma – natura, dhatu – przestrzeń). Teksty Dharmy nazywają także rozpoznanie świata, życia, Umysłu, siebie, „zobaczenie” pustości własnego Umysłu: rozpoznaniem własnej, nienarodzonej twarzy. Mówi się zwłaszcza wtedy często o urzeczywistnieniu Dharmakaji – „ciała prawdy”, czyli siebie samego jako wolnej od sztuczności i dualizmu naturalnej, duchowej egzystencji. Często możemy też usłyszeć o urzeczywistnieniu, w związku z tym faktem, czystej, nagiej, niestworzonej świadomości. Czysta, naga świadomość – owoc praktyki medytacyjnej to nic innego jak rozpoznana umiejętność koncentracji, skupiania się. Koncentracja, skupianie się jest jakby „opieraniem się” czy też zaczepianiem się Umysłu na jakimś wybranym przez siebie obiekcie. Jest to zawsze równocześnie jeden z tych obiektów, który składa się na całość naszego Umysłu. Kiedy zaś Umysł spoczywa, koncentruje się sam w sobie – jest w stanie pełnej, afirmatywnej relaksacji. To w tym stanie rozpoznaje się siebie, jako samą rozległość braku konieczności punktu zaczepiania się na jakimkolwiek obiekcie. Rozpoznaje siebie jako samą świadomość, która na poziomie tworzących ja przeżyć (obiektów koncentracji), nieustannie się zmienia – a u samej zaś podstawy jest pusta, nie istniejąca. Pusty Umysł „jest” samą świadomością, która nie musi wkładać żadnego wysiłku w „opieraniu się” na wszystkich bez wyjątku, wypełniających ją i zmieniających się obiektach, ponieważ nie jest od nich różna. Ten stan pustki jest jak przestrzeń idealnym stanem bezruchu. Jest naturalną przytomnością, bezpośrednią obecnością, uważnością, źródłem i ujściem dla całej aktywności. Nie ma tu żadnego dualizmu, ani żadnej potrzeby kultywowania wyizolowanego ego, co nie znaczy, że nie mamy poczucia siebie. Wręcz odwrotnie, dopiero teraz możemy oddychać własną „pełnią”. Autor jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Źródło: Magazyn CyberSangha Nr 5 (wrzesień 1998) |