Ani Czojing Drolma – Znaleźć schronienie
„W moim wnętrzu wszystko się gotuje jak mleko, które wrze na ogniu. I w końcu się przelewa. Pewnego ranka postanawiam, że musze działać. Jak co dzień karmię braci, robię śniadanie, przygotowuję termos herbaty dla niespodziewanych gości. Biorę pożywienie, parę kawałków chleba, waham się, w końcu postanawiam wziąć też szal matki, jej ulubiony, biały z haftem, wełniany. I uciekam. Poprzedniego dnia ojciec niesprawiedliwie mnie ukarał i pamiętam, jak pomyślałam: „Wystarczy”. Wystarczy, to wszystko. Postanowiłam udać się do Nagi Gompa, klasztoru, w którym mnie oczekują. Dwa lata wcześniej – musiałam mieć wtedy jedenaście lat – pewien człowiek naszej rodziny przedstawił mnie bardzo szanowanemu mistrzowi imieniem Tulku Urgjen Rinpocze. Kieruje on kilkoma klasztorami, jeden jest w Nagi Gompa, w górach, inny mieści się w naszej dzielnicy. I właśnie tutaj ujrzałam mistrza po raz pierwszy. Siedział na swoim łożu modlitewnym i oddawał się medytacji. Po prostu mnie pobłogosławił, dotykając dłońmi mojej głowy. Nie musiałam nic mówić; tyle poczułam współczucia w jego spojrzeniu, tyle dobroci w jego sposobie bycia, że natychmiast doświadczyłam ogromnej radości. Powiedział do mojego ojca:
– przyprowadźcie ją, kiedy zechcenie. czekamy na nią…
Od tego czasu nie przestałam o nim myśleć. Często w nocy mam zdumiewająco wyraźny sen: spaceruję po naszej dzielnicy i nagle moją uwagę przykuwa niezwykły hałas. Podnoszę oczy: to Tulku Urgjen Rinpocze przybywa helikopterem, żeby zabrać mnie do klasztoru! Tak, już w chwili gdy go poznałam, ujrzałam w nim swego wybawcę. A więc to oczywiste, że owego dnia postanawiam udać się do niego. Klasztor wznosi się na górze Siwapuri, na północ od Katmandu, cztery, może pięć godzin marszu. To wszystko, co wiem. Nieważne! Tak czy owak odchodzę. Opuszczam moją ulicę, dzielnicę, pobliskie pola, na których zwykle się bawię. Jest gorąco, słońce błyszczy już wysoko na niebie, pozwala mi odnaleźć kierunek. Musze iść na północ. Idę drogą między brudnymi, błotnistymi rowami. Nie ma żadnych zabudowań. Nigdy nie zapuściłam się tak daleko od domu. Zdaję sobie sprawę, że pierwszy raz w życiu znalazłam się poza Bodnath. Nie znam świata. Nagle czuję, że drżę ze strachu. Zupełnie nie wiem, gdzie jestem. Mogłabym zdobyć się na wysiłek, zaczekać, aż spotkam kogoś, kto wskaże mi drogę do Nagi Gompa. A jednak wracam. Nie mówię nikomu o ucieczce, nawet matce. Pomimo całej determinacji, pomimo zgrozy, jaką napawało mnie życie codzienne, wycofałam się w chwili, gdy już je miałam porzucić. Szłam przez godzinę, a potem zrezygnowałam. Nieznane przepełnia czasem większym lękiem niż piekło.
Wygląda na to, że nikt nie zauważył mojej nieobecności. Ja, która byłam tylekroć karana za to, że oddaliłam się dwie ulice od domu, wracam po próbie ucieczki i nie słyszę nawet łajania. Ale coś jednak się stało. Od tej chwili, kiedy ojciec mnie bije, niemal ni czują razów. Mówię sobie: „Bij, bij, jutro będę będę daleko stąd!”. Może mnie nawet zabić, i tak odejdę do klasztoru… Zaczynam stosować rodzaj biernego oporu. Jestem uparta jak oślica. Patrzę ojcu prosto w oczy i celowo zwlekam z wykonaniem rozkazu. Pozostaję zawsze spokojna. On czuje, że jestem niezwykle pewna siebie. Oficjalnie znalazłam schronienie u zwierzchnika klasztoru i postaram się, żeby dowiedziała się o tym cała dzielnica. Oczywiście nadal jestem jego córką i według prawa on ma nade mną władzę. Ale jestem przyszłą mniszką, więc zasługuje na szacunek. Nie ośmieli się mi przeszkodzić w odejściu. Nie leżało by to w niczyim interesie, zwłaszcza jego własnym. On tez na tym zyskuje: córka mniszka to dla ojca zaszczyt, sposób na poprawę jego karmy. Jestem więc pod ochroną. I nie mogę już się wycofać”.
Ani Czojing Drolma – TYBETAŃSKA MNISZKA (strony 34-36, wydawnictwo ŚWIAT KSIĄŻKI)