Tulku Urgjen Rinpocze – Barompa Darma Łangczuk
Wśród głównych uczniów Gampopy był człowiek zwany Darma Łangczuk, od którego liczy się linia mistrzów barom. Od wczesnego dzieciństwa myślał o praktyce świętych nauk Buddy, a kiedy dorósł, jego jedynym celem było znalezienie najlepszego mistrza, za którym mógł podążać.
W końcu młody Darma Łangczuk spotkał jogina i zapytał, gdzie zmierza.
-Idę na górę Dakpo, gdzie żyje niezwykły Gampopa.
-Zabierz mnie ze sobą, też chcę go spotkać! – wykrzyknął Darma Łangczuk, który właśnie w tej chwili podjął decyzję. Wyruszyli. Kiedy Darma Łangczuk spotkał Gampopę, od razu został jego uczniem.
Tam skąd pochodzę nie nadużywa się słowa uczeń. Oznacza ono kogoś, kto praktykuje przez cały czas, kto wszystko porzuca, by skupić się wyłącznie na osiągnięciu oświecenia jeszcze w tym ciele i życiu. Ludzie, którzy otrzymali zaledwie kilka przykładów mocy i od czasu do czasu wysłuchali krótkich nauk, niekoniecznie zaliczani byli do uczniów.
Darma Łangczuk stał się świetnym przykładem takiego ucznia, który służy mistrzowi w doskonały sposób myślami, słowami i czynami. Kilka razy uratował nawet Gampopie życie.
My, Tybetańczycy okazujemy nasz religijny zapał, przepychając się jeden przez drugiego, aby dostać się bliżej lamy i otrzymać błogosławieństwo. To się może przerodzić w niezłe zamieszanie, a nawet zbiorową histerię. Pewnego razu na dużym rynku rozniosła się wieść, że jest tam Gampopa, więc każdy na tym targowisku chciał dostać jego błogosławieństwo. Wszyscy pchali się jednocześnie, tak że niemal miażdżyli mistrza. Darma Łangczuk musiał być dość silnym człowiekiem, bo opowieść głosi, że podniósł Gampopę i na własnym grzbiecie zaniósł go w bezpieczne miejsce.
Innym razem Gampopa i jego uczniowie wędrowali stromym wąskim szlakiem wysoko w górach. Jak, którego dosiadał Gampopa poślizgnął się i spadł w przepaść. Darma Łangczuk był jednak wystarczająco szybki, by złapać Gampopę i ocalić mu życie.
Pewnego dnia Gampopa powiedział do Darma Łangczuka:
-Służyłeś mi długo i z wielkim oddaniem. Teraz przyszedł czas, byś przyniósł pożytek innym. Udaj się na północ, do jaskini w świętej górze Kangsar i poświęć się wyłącznie praktyce medytacji.
Potem Gampopa opisał tę górę i jak się na nią dostać. Darma Łangczuk próbował go uprosić, mówiąc, że woli być skromnym sługą, ale Gampopa i tak go odesłał.
Darma Łangczuk poszedł, gdzie mu kazano, i praktykował z wielką pilnością, odwróciwszy się całkowicie od starań o pożywienie, ubrania czy sławę. Bóstwa i duchy tej góry przynosiły mu jedzenie i pozostawał tam przez trzynaście lat. Pod koniec swego odosobnienia mógł latać po niebie i swobodnie przechodzić przez skały; miłą oznaki urzeczywistnionego mistrza.
Darma Łangczuk ustanowił swoje pierwsze centrum w Tybecie Centralnym, w pobliżu góry Knagsar, na północny wschód od Lhasy, tam gdzie spędził tyle lat. Napływało tam coraz więcej oddanych ludzi z ofiarami, niektórzy przybywali aż z Chin. Po tym jednak, jak lawina pogrzebała jego świątynię, przyjął zaproszenie od króla Nangczien ze Wschodniego Tybetu. Tam założył swój drugi klasztor i w miarę, jak mijały pokolenia, królestwo stopniowo zapełniało się medytującymi i joginami.
Słowo medytujący w mojej ojczyźnie, w Nangczien, jeśli ściśle związane z kluczowi instrukcjami mahamudry, najgłębszymi naukami linii barom. Otrzymał je niemal każdy, kto mieszkał w Nangczien. Bezpośrednio wprowadzają one w stan urzeczywistnienia, a zatem wszyscy stali się medytującymi. Na każdym górskim zboczu, w każdej dolinie, w każdym domu powstało centrum praktyki. Pod koniec dnia nawet zwykły nosiwoda używał skórzanych pasów z jarzma jako pasów do medytacji, podobnie było z pasterzami, którzy wykorzystywali rzemienie z procy. Mówi się, ze niemal każdy praktykował, przez co królestwo otrzymało nazwę Gomde, Kraina Medytujących, co świadczyło o tym, jak mocno zakorzeniły się tam nauki Buddy”.
Tulku Urgjen Rinpocze – PŁOMIEŃ CHWAŁY (strony 45-47)