Michał Katafiasz – Buddyzm wobec nauki i postępu technicznego

„Budda wymaga od swoich uczniów nie tylko serca, ale i głowy oraz czynów. Wiara na oślep jest obca praktykującym Dharmę. Oczekuje się od nich samodzielności, osobistego doświadczenia, sprawdzenia i pewności. Według buddyzmu prawda musi być logiczna, ale nie wszystko co logiczne musi być prawdziwe Racjonalny empiryzm, pragmatyzm, instrumentalizm, konwencjonalizm – wszystkie te postawy nie są obce buddyście, ale nie wyczerpują jego stosunku do świata. Jeśli istnieje jakaś prawda absolutna wypełniająca wszystkie czasy i kierunki, to jest nią konieczność oświecenia się co do swej prawdziwej natury. Jest to tzw. poziom absolutny. Na poziomie relatywnym, przemijalnej gry, mirażu zmieniających się odbić w naszej naturze, istnieją teorie lepsze i gorsze, bardziej praktyczne i mniej praktyczne – wszystko to zależy od tego czego szukamy, czym jesteśmy zainteresowani. Na poziomie relatywnym taką „najwyższą nauką” jest Dharma, gdyż to ona interesuje się skutecznym usunięciem niewiedzy – źródłem cierpienia. Samą Dharmę przyrównuje się do tratwy, którą po przepłynięciu na drugi brzeg rzeki (do ostatecznej prawdy), nie będzie się już dalej dźwigać na plecach. Nie będziemy negować jej prawdziwości na poziomie relatywnym, lecz jak podkreślają mistrzowie buddyjscy, nie powinniśmy mylić palca pokazującego na księżyc z samym księżycem.

Podobnie, rezultaty nauki zachodniej nie są sprzeczne z filozofią buddyzmu. Teorie kosmologiczne, fizyczne, kierunki współczesnej psychologii w zasadzie mówią coraz wyraźniej o tym, co głosił Budda 2,5 tysiąca lat temu. Ale Buddysta nie ma do zachodniej nauki stosunku bałwochwalczego, lecz krytyczny, trzeźwy, podobny do samej Dharmy. Nie szuka również uzasadnień dla prawd buddyjskich w nauce, rozumiejąc relatywny poziom jej przejawiania się. Odkrycia naukowe nie są dobre ani złe same w sobie, lecz jeśli mogą pomagać w usuwaniu cierpienia oraz do wzmocnienia i ułatwienia praktyki, to buddysta chętnie z nich korzysta Postęp techniczny mogący z kolei być zagrożeniem dla naturalnego środowiska jak i samego człowieka z pewnością nie cieszy wspólnotę buddyjską, jak zresztą chyba żadnego normalnego człowieka na Ziemi. Eschatologia buddyjska nie przewiduje raju ani końca świata. Tak naprawdę, wszystko zależy od poszczególnej jednostki, nawet to czy jeszcze w tym życiu znajdzie się w „piekle, czy też zagra mu anielska muzyka wyzwalającej prawdy”.
Autor jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Tekst pochodzi z opracowania „Wspólnota buddyjska a społeczeństwo”.

Źródło: Magazyn Cyber Sangha Nr 2