Dzongsar Dziamjang Khjentse – Porzucenie życia
„Wyobraź sobie, że twój syn nagle porzuca wspaniałą, lukratywną karierę, bo uświadomił sobie nieuchronność starości i śmierci. Nie widzi już sensu w czternastogodzinnym dniu pracy, podlizywaniu się szefowi, wściekłym zwalczaniu konkurencji, niszczeniu środowiska naturalnego, przymykaniu oczy na niewolniczy wyzysk dzieci, nie chce już żyć w nieustannym napięciu – wszystko tylko po to, by raz w roku mieć kilka tygodni wakacji. Mówi, że chce sprzedać akcje giełdowe, oddać wszystkie pieniądze na sierociniec i zostać włóczęgą. Co byś zrobił? Pobłogosławił go i chwalił przed przyjaciółmi, ze twój syn wreszcie poszedł po rozum do głowy? A może raczej uznałbyś, że zachowuje się nadzwyczaj nieodpowiedzialnie i powinien iść do psychiatry?
Zwykły sprzeciw wobec starości i śmierci nie wystarczył, by Siddharta zerwał z dotychczasowym życiem w pałacu i wyruszył w nieznane. Książe postanowił podjąć tak drastyczne kroki, bo nie umiał pogodzić się z tym, że taki los wszystkich istot, które kiedykolwiek przyszły lub przyjdą na świat. Jeśli wszystko, co się narodzi, nieuchronnie ulegnie rozpadowi i umrze, to pawie w ogrodzie, baldachimy, kadzidła, muzyka, złota taca, na której Siddhartha kładł domowe pantofle, cudzoziemskie karafki, więź z Jaszodharą i Rahulą, z całą rodziną i krajem nie miały znaczenia. Jaki zatem sens tego wszystkiego? Dlaczego jakikolwiek człowiek przy zdrowych zmysłach miałby ronić łzy za czymś lub przelewać krew za coś, co przecież i tak pewnego dnia przeminie albo będzie musiało zostać porzucone? Czy Siddhartha mógł pozostać w złudnej błogości pałacowego życia?”.
Dzongsar Dziamjang Khjentse – JAK NIE BYĆ BUDDYSTĄ (strona 25)