Tomasz Liver – nomadzi
„Na granicy z Pakistanem celnik spytał, czy nie wywożę irańskich dywanów. Zrobił to, rutynowo zaglądając do otwartego plecaka. Wytrzeszczyłem na niego oczy. Pokiwał tylko głową i ruchem ręki kazał iść dalej.
Granica przechodziła przez pustynię pośród gór, gdzie błękit nieba przepięknie kontrastował z żółtym piaskiem. Po raz pierwszy zobaczyłem tam nomadów. Mieli chatki sklecone naprędce z patyków i chust, ale siedzieli na zewnątrz przy gorącym czajniku z herbatą. Nieopodal, zbite w stado, stały wielbłądy. Nawet nie próbowały szukać czegokolwiek do jedzenia, bo pustynia była piaszczysto-kamienista i wyglądała na zupełnie martwą.
Widok tej grupy wzbudzał poczucie nieokreślonej nostalgii. Ludzie z pogranicza, z miejsc, których nikt nie pożąda i nie próbuje kontrolować, bo nic tam nie ma. Nauczeni żyć poza wyspecjalizowanym społeczeństwem, w którym każdy potrafi dobrze wykonywać jedno, a im lepiej to umie, tym więcej dostaje za to pieniędzy, by zamienić ja później na umiejętności innych, niezbędne dla własnego życia. Ludzie pustyni istnieją, bo potrafią zrobić dla siebie wszystko, czego potrzebują. Cały swój los skupiają we własnych rękach. Koczują na obrzeżach cywilizacji tak samo, jak ich przodkowie tysiące lat temu, zamieniając pokusy i nadzieje na nieograniczoną wolność. Prostota życia i zawężenie potrzeb to odpowiedź na pytania umysłu stawiane każdego dnia. Patrząc na nich czułem, jak mój mózg zaczyna się oczyszczać.
Nie było wśród nich nachalnego patriarchatu, z którym obcowałem od wjazdu do Turcji. Kobiety ubierały się kolorowo i miały odsłonięte twarze, uczestniczyły w rozmowach na równi z mężczyznami. Także pod tym względem ludzie ci byli outsiderami tworzącymi własne prawa na marginesie islamu. Patrzyłem na nich zafascynowany i zastanawiałem się, jak można żyć na tak niegościnnym terenie. Wielbłądy łypały olbrzymimi oczami o długich kobiecych rzęsach. Stały spokojnie, a wiatr rozwiewał im grzywy. Stanowiły o bogactwie tych ludzi. i wyznaczały granice pomiędzy życiem a śmiercią. Bez wielbłądów nomadzi nie mieli szansy przetrwać. Dzielili z nimi życie, wodę, mleko i pchły. Dla człowieka takiego jak ja – jednym ruchem wydobywającego strumienie ciepłej wody ze ścian ogrzewanego sześcianu – było to jedno z utraconych królestw, do jakich powrót wydawał się już nie możliwy”.
(strony 26-27, wydawnictwo VIMALA)