Czogjam Trungpa – Siedzenie w medytacji

PROSTOTA

Medytacja opiera się na odrzucaniu dualistycznego związku walki dobra przeciwko złu. Nasze nastawienie względem duchowości powinno być naturalne, codzienne, bez ambicji. Jeśli nawet budujemy dobrą karmę, wciąż zasiewamy nasionka. Decydujące jest przekroczenie karmicznego procesu w ogóle, przezwyciężenie karmy zarówno dobrej, jak i złej.

W tantrycznej literaturze odnaleźć można wiele wzmianek o Mahasukha, wielkiej radości; jednak przyczyną, dla której wskazuje się na tę wielką radość, jest to, że w tym samym stopniu przekracza ona nadzieję i strach, ból i radość. Radość nie oznacza tu zadowolenia w zwykłym znaczeniu, tylko ostateczne i podstawowe uczucie wolności, poczucie humoru, zdolności rozpoznania ironicznego aspektu gier ego, gier przeciwieństw. Jeśli jesteśmy zdolni widzieć JA z lotu ptaka, to jesteśmy wtedy zdolni postrzegać także jego śmieszne cechy. Nastawienie, jakie wnosimy do praktyki medytacyjnej powinno więc być bardzo proste i nie opierać się na założeniu zbierania przyjemności i unikania bólu. Medytacja jest o wiele bardziej naturalnym procesem pracy nad bólem i radością jako drogą.

Nie usiłujemy stosować technik medytacyjnych (modlitwa, mantra, wizualizacja, rytuały, ćwiczenia oddechowe), by sprawić sobie przyjemność, albo potwierdzić swe istnienie. Nie próbujemy oddzielić siebie samych od metody, tylko staramy się stać techniką tak, aby powstało uczucie nie-dwoistości. Technika jest drogą stawania się nie-dwoistością. Techniki używa się z początku jako rodzaju gry, ponieważ wciąż wyobrażamy sobie samego siebie jako właśnie medytującego. Metody – np. czucie ciała, postrzeganie zmysłowe i oddychanie – są jednak bardzo przyziemne i ściągają człowieka na ziemię. Odpowiednie nastawienie względem techniki jest takie, że nie uważamy jej za coś magicznego, cudownego czy jakąś głęboką ceremonię, lecz rozpoznajemy ją tylko jako prosty, całkiem nieskomplikowany proces. Im prostsza metoda, tym mniejsze niebezpieczeństwo zbłądzenia, ponieważ nie zajmujemy się zbytnio wszystkimi możliwymi, fascynującymi i zwodniczymi nadziejami i lękami.

Z początku, praktyka medytacyjna zajmuje się tylko podstawową nerwicą, poplątanym związkiem między nami samymi i naszymi projekcjami, związkiem z naszym myśleniem. Jeśli człowiek zdolny jest postrzec prostotę techniki, bez jakiegoś szczególnego nastawienia, to może także nawiązać kontakt ze swymi myślowymi wzorcami. Zaczyna rozpoznawać myśli jako zwykłe formy zjawiskowe (fenomeny), przy czym nieważne jest, czy są to myśli świątobliwe, czy złe, myśli o gospodarstwie domowym, czy czymkolwiek innym. Nie przyjmujemy wobec nich żadnego nastawienia, w tym sensie, że nie zaliczamy ich do jakiejś konkretnej kategorii, np. złych czy dobrych, przyglądamy się im tylko jako myślom Jeśli pod wpływem wewnętrznego przymusu łączymy się z nimi, karmimy je jeszcze, ponieważ myśli potrzebują do przeżycia naszej uwagi. Jeśli dostarczamy im swej uważności i dzielimy je na kategorie, wtedy stają się silne. Zaopatrujemy je w energię, ponieważ nie postrzegamy ich jako form zjawiskowych. Inna możliwość karmienia ich, to próba zmuszenia ich do milczenia. Dlatego też medytacja nie jest na początku ani usiłowaniem stania się szczęśliwym, ani próbą osiągnięcia ciszy i spokoju ducha, choćby nawet mogły się one stać ubocznym skutkiem medytacji.

W rzeczy samej, jeśli ktoś zacznie praktykę medytacyjną, odkryje, że ujawniają się wszelkie możliwe problemy, wypływają na światło dzienne wszelkie ukryte aspekty naszej osobowości; dzieje się tak z tego prostego powodu, że po raz pierwszy mamy możliwość rzeczywistego ujrzenia stanu naszego ducha. Po raz pierwszy nie wartościujemy swoich myśli.

Stopniowo zaczynamy uczyć się doceniać piękno prostoty. Faktycznie czynimy różne rzeczy w pełni. Tylko oddychamy i idziemy, bez względu na to, jakby ta technika nie wyglądała; zaczynamy pracę z tym i po prostu pracujemy z tym dalej. Trudności staną się bardziej przejrzyste, aniżeli sztywne i trwałe. Zatem pierwszy krok przy pracy z ego, polega na rozpoczęciu zajmowania się myślami w bardzo prosty sposób. Nie staramy się zmusić ich do milczenia, tylko po prostu rozpoznajemy ich przejrzystość.

Siedzenie w medytacji musi być połączone z ćwiczeniem uważności w życiu codziennym. Przy ćwiczeniu uważności odczujemy stopniowo wpływy siedzenia w medytacji. Zwycięży stopniowo nasz prosty związek z oddychaniem i nasz prosty stosunek do myśli Każda sytuacja życiowa staje się po prostu relacją – prostą relacją do zlewozmywaka, prostym stosunkiem do naszego samochodu, prostym związkiem z naszym ojcem, naszą matką, z naszymi dziećmi. Naturalnie, nie o tym tu mowa, że się człowiek nagle zmieni w świętego. Oczywiście, będą jeszcze rodzinne scysje, ale będą to konflikty proste, łatwe do przejrzenia.

Drobne domowe rzeczy mogą wydawać się nieważne i nie znaczące; jednak zajęcie się nimi w bardzo prosty sposób będzie niezwykle cenne i pożyteczne. Jeśli ktoś jest zdolny postrzegać tę prostotę taką, jaką ona jest, wtedy medytacja staje się pracą 24 godziny na dobę. Nasze doświadczenie czucia przestrzeni rozwija się w stopniu niezwykle wysokim, ponieważ nie musimy już obserwować siebie w tak bardzo uciążliwy sposób. Zamiast tego przyjmujemy sytuację. Naturalnie, możemy obserwować ten proces i czynić pewne spostrzeżenia, ale jeśli siedzimy w medytacji, jesteśmy po prostu tu i teraz; nie stosujemy ani oddechu, ani innych technik. Znajdujemy się w sferze wpływów czegoś. W końcu nie potrzebujemy już żadnego tłumacza i żadnego obserwatora. Wtedy język jest rozumiany właściwie.


UWAŻNOŚĆ I ŚWIADOMOŚĆ

Medytacja oznacza pracę z naszym pośpiechem, z naszym niepokojem, z naszą nieustanną krzątaniną. Medytacja oferuje przestrzeń czy grunt, gdzie niepokój mógłby stać się działaniem, gdzie mógłby znaleźć miejsce na niespokojność; gdzie mógłby się nieco w swej niespokojności rozluźnić. Jeśli nie wpływamy na ów niepokój zaburzająco, wtedy staje się on częścią przestrzeni Nie kontrolujemy, ani nie atakujemy ochoty kręcenia się za własnym ogonem.

Praktyka medytacyjna nie oznacza próby wywołania hipnotycznych stanów umysłu, czy też stwarzania uczucia spokoju. Próby osiągania spokojnego stanu umysłu odzwierciedlają poczucie niedostatku. Jeśli poszukujemy spokojnego umysłu, to boimy się niepokoju. Panuje stałe uczucie paranoi i ograniczenia. Odczuwamy konieczność zabezpieczenia się przed nagłymi wybuchami emocji czy agresji, które mogłyby nas opanować i odebrać nam kontrolę nad sobą. Proces ubezpieczania się, ogranicza duchowy horyzont w taki sposób, że nie przyjmuje on już tego wszystkiego, co się wydarza

Zamiast tego medytacja powinna odzwierciedlać pewną cechę umysłu, mianowicie pełnię, w tym sensie, żeby mógł on uchwycić wszystko, co przy naszym stanie umysłu się w nim pojawia. Jeśli zaopatrzymy niepokój w dostateczną ilość przestrzeni tak, by mógł sobie wewnątrz tej przestrzeni działać, wówczas energia przestanie być niespokojna, ponieważ z zasady zdolna jest sama siebie obdarzyć zaufaniem. Medytacja oddaje niespokojnej krowie olbrzymią, pyszną łąkę Krowie wolno jeszcze przez jakiś czas zachowywać się na tej łące niespokojnie, ale na pewnym etapie niepokój staje się czymś mała znaczącym, ponieważ przestrzeni jest tak dużo. Krowa żre, odpręża się i zasypia.

Przyznanie się do niepokoju i utożsamienie się z nim wymaga uważności, podczas gdy świadomość potrzebna jest, gdy chcemy dostarczyć niespokojnej krowie pyszną łąkę, rozległą przestrzeń Ta uważność i świadomość wciąż nawzajem się uzupełniają. Uważność jest procesem bezpośredniego, dokładnego i jednoznacznego łączenia się z każdą sytuacją Komunikujemy się, albo łączymy z sytuacjami problematycznymi czy nieprzyjemnymi, w sposób bardzo prosty. Oto panuje niewiedza, niepokój, oto panują emocje i agresja. Nie powinny być ani sławione, ani przeklinane. Postrzegane są po prostu jako humory. To sytuacje uwarunkowane, można je jednak dzięki nie-uwarunkowanej uważności jasno i wyraźnie przejrzeć. Uważność jest jak mikroskkop: w stosunku do bakterii, które przezeń obserwujemy, nie jest ani bronią agresywną, ani obronną. Działanie mikroskopu to przedstawienie po prostu oczom tego, co i tak jest. Uważność nie musi odnosić się do przeszłości czy przyszłości; jest całkiem w teraz. Jednocześnie umysł, który zajmuje się tymi dualistycznymi postrzeżeniami jest aktywny, gdyż na początku konieczne jest zastosowanie pewnego rodzaju rozróżniającego rozsądku.

Świadomość oznacza rozpoznanie odkryć uważności. Treści myślenia nie musimy usuwać z drogi, ani ich przechowywać. Dokładność uważności może być pozostawiona taką, jaka jest, ponieważ ma ona własne otoczenie, swą własną przestrzeń. Nie musimy podejmować żadnych decyzji co do tego, czy wyrzucimy je, czy też zachowamy niby jakiś skarb. W ten sposób świadomość jest dalszym krokiem ku rezygnacji z dokonywania wyborów. Sanskryckim słowem na świadomość jest Smriti, co oznacza „ponowne rozpoznanie”, „przypomnienie sobie”. Przypomnienie sobie nie oznacza tutaj przypominania sobie przeszłości, tylko ponowne rozpoznanie skutków uważności. Uważność stwarza pewną podstawę, pewną przestrzeń na rozpoznanie agresji, emocji itd. Uważność dostarcza tematu, pojęć czy słów, a świadomość jest gramatyką zaangażowaną w ich dokładne osadzenie. Po doświadczeniu dokładności sami sobie możemy postawić pytanie: Co mam teraz z tym począć? Co mogę dalej zrobić? Powinniśmy tylko pozostawić wszystko na swym właściwym miejscu. Świadomość upewnia nas, że rzeczywiście nie musimy niczego robić, powinniśmy tylko pozostawić wszystko na swym właściwym miejscu. Przypomina to sytuację, gdy odkrywamy w puszczy przepiękny kwiat: Czy mamy zerwać go i zabrać do domu, czy też mamy go zostawić w gąszczu? Świadomość mówi nam, żeby zostawić kwiat w puszczy, bo tam – jak każda roślina – rośnie on w swym naturalnym otoczeniu. Świadomość jest więc gotowością nieprzywiązywania się do odkryć uważności, a uważność jest po prostu dokładnością; rzeczy są tym, czym są. Uważność jest przednią strażą świadomości. Błyskawicznie rozpoznajemy sytuację i wspomagamy tym orientację świadomości.

W ten sposób uważność współdziała ze świadomością, żeby móc przyjmować sytuacje życiowe takimi, jakie są. Nie musimy życia uważać za cenne, ani go bojkotować, czy też ulegać mu. Sytuacje życiowe to pożywienie dla świadomości i uważności; bez zdarzających się w życiu depresji i stanów pobudzenia nie moglibyśmy medytować. Wykorzystujemy buty samsary dla przebiegnięcia przez praktykę medytacyjną. Połączenie uważności i świadomości utrzymuje podróż; praktyka medytacyjna czy rozwój duchowy zależą więc od samsary. Spojrzawszy z lotu ptaka moglibyśmy rzec, że nie ma potrzeby istnienia samsary czy nirwany, że nic nie da wyruszanie w podróże. Ponieważ jednak stoimy na ziemi, niezwykle pożyteczne jest rozpoczęcie przygotowań do podróży.

Źródło: Magazyn CyberSangha Nr 4
„Mit wolności i droga medytacji”,
przekład Irek Fetings, Szczecin 1988.