Czogjam Trungpa – WOLNOŚĆ OD DUCHOWEGO MATERIALIZMU

Tytuł oryginału: Cutting Through Spiritual Materialism (1973)

Przekład: Katarzyna Bazarnik, Marcjanna Przychodzka (wprowadzenie)

Wydawnictwo: Mudra

Wydanie I: 2000

Stron:  218

Oprawa: miękka

ISBN 83-87387-03-7

Format: 204 x 143 mm

Pozycja w katalogu BTwP: 0051

Fragmenty:

„Postęp na duchowej ścieżce jest procesem bardzo subtelnym; nie można podążać nią nieuważnie stawiając kroki. Istnieje tu niebezpieczeństwo trafienia w ślepy zaułek praktyki. Efektem może być powstanie zniekształconej, skoncentrowanej na ego duchowości: wydaje nam się wówczas, że się rozwijamy, a w rzeczywistości za pomocą technik duchowego rozwoju wzmacniamy jedynie ego. To zasadnicze wypaczenie można określić mianem „duchowego materializmu”. (…)

Prezentowane tutaj podejście jest klasycznie buddyjskie – nie tyle w sensie formalnym, co ze względu na przedstawienie istoty buddyjskiego poglądu na duchowość. Pogląd ten nie jest teistyczny, lecz nie stoi z teizmem w sprzeczności; rocznice dotyczą tu raczej metody i rozłożenia akcentów. Wszak podstawowe problemy duchowego materializmu są wspólne dla wszystkich tradycji duchowych. Punktem wyjścia dla buddyzmu jest nasze pomieszanie i cierpienie, a proces rozwoju polega na stopniowym odkrywaniu ich źródła. Dla podejścia teistycznego z kolei punktem wyjścia jest wspaniałość boga, a rozwój prowadzi w kierunku takiej przemiany świadomości, by móc doświadczać jego obecności. A ponieważ nasze uprzedzenia i pomieszanie stanowią przeszkodę w spotkaniu z bogiem, również i one musza znaleźć się w sferze zainteresowań przedstawicieli podejścia teistycznego. Przykładem takiego problemu, wspólnego zarówno dla praktykujących ścieżkę buddyjską, jak i wyznawców systemów teistycznych, jest duchowa pycha”.

„Zgodnie z tradycją buddyjską, podążanie duchową ścieżką to proces przedzierania się przez nasze pomieszanie, proces odkrywania oświeconego stanu umysłu. Kiedy przebudzony stan umysłu jest „zduszony” przez ego i towarzyszące mu urojenia, staje się on naszym ukrytym instynktem. Nie chodzi zatem o stworzenie przebudzonego umysłu, lecz o usunięcie zasłon pomieszania, które go przesłaniają. Podczas tego procesu odkrywamy stan oświecenia. Gdyby przebudzony stan umysłu nie istniał w nas od zawsze, byłby jedynie produktem, czymś zależnym od przyczyny i skutku, czymś, co można utracić. A wszystko, co zostaje stworzone, musi prędzej czy później umrzeć. Gdyby oświecenie było stwarzane, zawsze istniała by możliwość, że ego powróci do swojej poprzedniej, mocnej pozycji, powodując znów pomieszanie. Oświecenie jest jednak czymś stałym, obecnym przez cały czas.  I to nie my je stworzyliśmy – my je po prostu odkrywamy. Dla wyjaśnienia, czym jest odkrywanie oświecenia, w tradycji buddyjskiej często używa się metafory słońca wyłaniającego się zza chmur. Medytujemy zatem, by usunąć pomieszanie ego i dotrzeć do stanu przebudzenia. Gdy uwalniamy się od niewiedzy i własnych iluzji, otwieramy się na nowe spojrzenie na życie; odkrywamy inny sposób istnienia.

Istotą pomieszania jest poczucie „ja”, któremu przypisuje się zwykle cechy trwałości i ciągłości. Wraz z myślą, emocją lub jakimś wydarzeniem pojawia się przekonanie o istnieniu „ja” uświadamiającego sobie to, co się wydarza. Pojawia się poczucie, że to ty czytasz te słowa. Owo poczucie „ja” jest w rzeczywistości chwilowym, punktowym wydarzeniem, które my w swym pomieszaniu uważamy za trwałe i ciągłe. Ponieważ wydaje nam się, że ego jest czymś realnie istniejącym, dokładamy wszelkich starań, by to odczucie umacniać. Dostarczamy swemu ego przyjemności i chronimy je przed bólem. Codzienne doświadczenie zagraża iluzji ego i nieustannie wystawia nas na „niebezpieczeństwo” odkrycia prawdy o nietrwałej naturze naszego „ja”. Dlatego zadajemy sobie wiele trudu, by tę prawdę przed sobą zataić. Można by zatem zapytać: „Dlaczego tak niestrudzenie unikamy uświadomienia sobie swoich najgłębszych uwarunkowań – stanu przebudzenia?”. Dlatego, że całkowicie pochłonięci swoją wizją rzeczywistości, zaczęliśmy ja z nawyku uważać za świat jedynie możliwy i prawdziwy. Podtrzymywanie owego poczucia trwałego i ciągłego „ja” jest możliwe dzięki ogromnemu wysiłkowi ego. Jednak nie jest ono w stanie w pełni ochronić nas przed bólem. To właśnie niezadowolenie, które towarzyszy wysiłkom „ego”, skłania nas do zastanowienia się, co tak naprawdę robimy. Dzięki pojawiającym się w samoświadomości „ja” szczelinom możliwy staje się pewien wgląd”.