MYŚLELI, ŻE MASZYNA SIĘ ZEPSUŁA

Mindziur Rinpocze należy do pionierskiej grupy lamów i mnichów, którzy zgodzili się poddać pomiarom czynności ich mózgu przez naukowców prowadzących badania nad dobroczynnym wpływem medytacji. W tym wywiadzie Rinpocze opisuje swoje wrażenia z eksperymentów przeprowadzanych w laboratorium.

=====

Magazyn View: Rinpocze, jak doszło do Twojego pierwszego zetknięcia ze światem nauki?

Mindziur Rinpocze: Kiedy miałem dziewięć czy dziesięć lat, spotkałem wspaniałego naukowca Francisco Varelę. Przybył on do Nepalu, aby otrzymać nauki od mojego ojca, Tulku Urdziena Rinpocze. Byłem wtedy bardzo mały, ale interesowały mnie gwiazdy, galaktyki i tego typu rzeczy. Zadawałem mu pytania a on opowiadał mi o swoim zainteresowaniu działaniem mózgu. Dzięki temu zacząłem interesować się nauką.

Następnie udałem się na trzyletnie odosobnienie, a potem wstąpiłem do tradycyjnej szedry (uniwersytetu klasztornego). Każdego roku szedra ma dwa miesiące zimowych wakacji, które czasami spędzałem we Francji lub USA. Miałem tam możliwość spotkać wielu naukowców oraz uczestniczyć w spotkaniach Instytutu Umysł i Życie.

Zafascynowało mnie to, jak wiele jest podobieństw pomiędzy nauką i buddyzmem. W buddyzmie od dawna wiemy, że zjawiska są nietrwałe: powstają w wyniku przyczyn i warunków, manifestując się w przestrzeni. Jednak naukowcy dopiero ostatnio odkryli, że atom jest nietrwały. Sto lat temu nikt w to nie wierzył.

Uważano, że atom jest niepodzielny. Obecnie naukowcy zgadzają się, że atomy zbudowane są z cząstek subatomowych. Buddyści wiedzą to dzięki swego rodzaju „eksperymentowi myślowemu”, a naukowcy doszli do tego drogą obliczeń matematycznych i eksperymentów naukowych. Tak więc to wszystko jest bardzo, bardzo fascynujące.

MV: Jak to się stało że zostałeś „królikiem doświadczalnym” w eksperymentach naukowych?

MR: Dzięki spotkaniom Instytutu Umysł i Życie rozpoczęto badania nad funkcjonowaniem mózgów osób medytujących. Jego Świątobliwość Dalajlama stwierdził w trakcie tych spotkań, że dobrze byłoby przeprowadzić takie badania, a następnie poproszono mnie, abym wziął w nich udział. Pomyślałem: „Czemu nie” i tak zostałem „królikiem doświadczalnym”.

Eksperymenty przeprowadzono w Waisman Laboratory for Brain Imaging and Behavior na Uniwersytecie Wisconsin-Madison. Laboratorium to dysponuje ogromnym urządzeniem fMRI (funkcjonalny rezonans magnetyczny).

Różnica pomiędzy zwykłym rezonansem magnetycznym (MRI) a funkcjonalnym rezonansem magnetycznym jest taka, że obraz uzyskany za pomocą MRI jest jak zdjęcie, a obraz uzyskany z wykorzystaniem fMRI to bardziej film. Obraz z fMRI pokazuje, co robią neurony oraz jak sygnał porusza się wewnątrz mózgu.

Urządzenie to ma kształt wielkiej trumny, a miejsce w którym miałem leżeć przypominało trochę ogromny język. Miałem leżeć na tym języku, jak trup. Dali mi nawet koc, bo wewnątrz było bardzo zimno. Temperatura musiała być bardzo niska z powodu dużej siły magnetycznej.

Przywiązano mi głowę, więc zupełnie nie mogłem się ruszać i nałożono słuchawki. Następnie włożono mnie do urządzenia. Czułem się jakby coś mnie połykało. Wewnątrz było bardzo ciemno.

Następnie poproszono mnie, abym medytował na trzy różne sposoby. Najpierw miałem utrzymywać obecny i otwarty umysł, spoczywać w jego naturze; następnie miałem medytować na miłującą dobroć i współczucie, natomiast trzecią praktyką była śamatha (szine) – medytacja koncentrowania się na obiekcie.

Początkowo nie mogłem znaleźć żadnego obiektu, ponieważ w środku panowała całkowita ciemność, jak w tunelu. Wreszcie udało mi się dostrzec blisko mnie maleńki punkt, więc skupiłem wzrok na nim.

MV: Wyniki, z naukowego punktu widzenia, były dość niesamowite. Naukowcy myśleli że maszyna się zepsuła, czy tak?

MR: Na początku myśleli że jestem kompletnym wariatem. Było mi z tego powodu bardzo przykro, bo miałem nadzieję, że może powiedzą mi, że jestem oświecony. Oczywiście żartuję!

Rzeczywiście, na początku myśleli, że urządzenie się zepsuło, ponieważ częstotliwość fal gamma, sygnałów elektrycznych występujących w mózgu, gdy wiele neuronów pracuje naraz, znacznie wzrosła, podobnie jak aktywność lewej półkuli mózgowej. Normalnie gdy poziom fal gamma osiągnie pewien punkt, znaczy to że jest się zupełnym szaleńcem, poza kontrolą.

Wyniki takie uzyskano również w przypadku wielu innych medytujących, nie byłem tu wyjątkiem. Kiedy medytowaliśmy, częstotliwość fal gamma wzrastała ponad normalny poziom, a kiedy przestawaliśmy medytować, wartość ta malała.

W trakcie badania musiałem medytować przez około dwie minuty, a następnie przestać. W tym samym czasie naukowcy siedzieli w drugim pokoju, popijając kawkę i miło gawędząc. Czasem mówili głośno: „Współczucie poproszę”. Następnie, dwie minuty później: „Koniec współczucia!” Potem: „Proszę znowu medytować na współczucie”. I: „Koniec medytacji na współczucie”. Następnie znowu: „Skupienie!”, „Koniec skupienia!”, „Skupienie!”, ”Koniec skupienia!” I znów: „Proszę być obecnym!”,„Rozproszenie!” To było dość trudne. I trwało w kółko i w kółko.

MV: W Twojej książce, „The Joy of Living” opisujesz, jak w młodości udało Ci się zapanować nad atakami paniki i lękiem. Czy mógłbyś wyjaśnić nam naukowo, jak to się działo?

MR: Nie jestem naukowcem, więc nie potrafię wyjaśnić tego dokładnie. Ale w młodości miewałem napady paniki. Później, kiedy udałem się na trzyletnie odosobnienie, wykorzystywałem panikę jako pomoc w medytacji. Medytowałem bardzo dużo.

Naukowcy powiedzieli mi, że w mózgu znajdują się liczne neurony i że pomiędzy nimi mogą powstać nowe połączenia. Im silniejsze takie powiązanie, tym silniejszy przesyłany sygnał. To dlatego, kiedy wpadamy w panikę, na początku może to być niewielki sygnał, jednak jeśli wciąż o tym myślimy, połączenia stają się coraz silniejsze, a panika coraz większa.

Naukowcy odkryli, że medytacja jest jednym z najlepszych sposobów, by zmienić mózg. Może ona nawet zmienić jego strukturę i spowodować powstanie nowych komórek. Nawet jeżeli są tam pewne zniszczenia, mózg można w naturalny sposób odbudować. To właśnie nazywa się neuroplastycznością.

Mózg jest zdolny do zmiany, a najlepszym sposobem, by go zmienić jest codzienna praktyka medytacji. Zmiana ta ma również pozytywny wpływ na ciało fizyczne. Badania przeprowadzone przez dra Richarda Davidsona wykazały, że medytacja oddziałuje pozytywnie na układ immunologiczny i pomaga przy nadciśnieniu. Sądzę, że jest wiele innych badań dowodzących tych korzyści.

MV: Być może eksperymenty te potwierdzają tezy naukowców, że umysł jest funkcją mózgu oraz że mózg można wytrenować, tak by nasze obecne życie było szczęśliwsze. Jednak dla naukowców koncepcja oświecenia nie istnieje. Czy jest to coś, co sprawia, że czujesz się nieswojo, lub też na co starasz się zwrócić szczególną uwagę, kiedy mówisz o podobieństwach pomiędzy nauką a buddyzmem?

MR: Celem buddyzmu jest przynoszenie pożytku wszystkim czującym istotom. Niektóre nauki, takie jak śamata, miłująca dobroć i współczucie, są po to, by dzielić się nimi ze wszystkimi, zarówno buddystami jak i osobami nie praktykującymi ścieżki buddyjskiej. Jeżeli płyną z tego korzyści – to świetnie. Nie ma żadnego problemu. Dlatego właśnie wcale nie czuję się z tym nieswojo.

Dla naukowców ważna jest korzyść w postaci dobroczynnego wpływu na własne zdrowie, tak by stać się szczęśliwszą lub lepszą osobą, coś w tym stylu. Jeżeli ktoś praktykuje miłującą dobroć i współczucie, jest to bardzo dobre, nawet jeżeli ta osoba nie jest buddystą. Byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby wszyscy zaczęli stosować miłującą dobroć i współczucie.

Według mnie najważniejsze jest jednak to, że naukowcy nie wierzą w oświecenie; nie mogą oni dowieść, że oświecenie nie istnieje, ani też nie mogą dowieść, że istnieje. Nie mogą dowieść ani jednego ani drugiego.

Inna ważną kwestią jest to, że jeśli trenujemy swój mózg praktykując buddyzm, robimy to po to, by móc przynosić pożytek innym. Natomiast z punktu widzenia nauki, trenujemy swój mózg dla własnej korzyści. Tak więc motywacja jest nieco inna.

MV: Czy uważasz, że praktykujący buddyzm powinni studiować nauki ścisłe?

MR: Dzięki studiowaniu nauk ścisłych, Twój umysł może stać się bardziej otwarty. To bardzo ważne. Budda powiedział: „Nie przyjmujcie moich słów tylko na wiarę, lecz analizujcie je, tak jak złotnik analizuje złoto, tnąc je, topiąc, rysując i pocierając.” Naukowcy mają ten sam cel, przynajmniej dobrzy naukowcy: chcą poznać prawdę. Z tego powodu, studiowanie nauk ścisłych może być bardzo pożyteczne.

MV: Odnosi się wrażenie, że pomiędzy nauką a buddyzmem jest wiele podobieństw. Jednak jeśli przyjrzymy się nauce, jakkolwiek daleko i głęboko dotarliby naukowcy, wydaje się, że nigdy nie wychodzą oni poza materię. Czyż nauka nie ogranicza się wyłącznie do wyjaśnienia prawdy relatywnej?

MR: Myślę, że podstawową różnicą pomiędzy nauką a buddyzmem jest to, że buddyzm zwraca się do wewnętrznych doświadczeń, bada umysł. Naukowcy natomiast kierują swoją uwagę na zewnątrz.

Jednak niektórzy z nich, np. naukowcy z dziedziny mechaniki kwantowej a zwłaszcza grawitacji kwantowej, wyjaśnili mi, że kiedy bada się naturę materii w skali bardzo krótkiego czasu, wszystko traci znaczenie. Czas, przestrzeń, energia – wszystko to traci znaczenie i dlatego wykracza się poza materię. Zażartowałem: „Mówicie, że przestrzeń się rozpada, czas się rozpada, wszystko się rozpada. Nawet nauka się rozpada.” Odpowiedzieli: „To prawda”.

Na tym poziomie nie można zastosować nawet reguł matematycznych. Jeżeli nie ma przestrzeni ani czasu – nie można wykorzystać matematyki, prawda? Tak więc wszystko przepada. Naukowcy nie są pewni w jaki sposób potraktować swoje odkrycia. Niektórych trochę to przeraża i nie podoba im się to, co odkryli.

Być może w przyszłości odnajdziemy most łączący buddyzm i naukę. W trakcie konferencji Instytutu Umysł i Życie często mówiono że potrzebujemy „mózgu naukowca i serca buddysty”. Znaczy to, że musimy być inteligentni, lecz jednocześnie mieć dobre serce. Jeżeli te dwie rzeczy idą w parze, możemy sprawić, by świat stał się lepszym miejscem, podczas gdy wiedza użyta w niewłaściwy sposób może przysporzyć innym cierpienia.

MV: Czy sądzisz że nauka będzie w stanie kiedykolwiek odkryć istotę umysłu?

MR: Dalajlama zalecił naukowcom, aby zbadali „medytację świadomego umierania”. Kiedy w Tybecie umierają urzeczywistnieni medytujący, potrafią oni pozostawać w medytacji jeszcze przez jakiś czas, siedem dni, a nawet dwa tygodnie. Siedzą wyprostowani, pomimo iż ich fale mózgowe dawno ustały. Wszystko umarło, a jednak ich twarze pozostają bardzo jasne. Czasem ich klatka piersiowa jest nadal ciepła. Mój ojciec, na przykład, siedział tak przez trzy dni. Słyszałem, że Czogje Triczen Rinpocze, wielki mistrz ze szkoły Sakja, siedział tak całymi tygodniami.

Naukowcy zaczynają się temu przyglądać. Richard Davidson uznał, że może to być świetny moment, by uchwycić umysł. Mózg przestał działać, nie ma normalnego funkcjonowania, a jednak coś się nadal wydarza.

MV: Czego nauczył Cię związek i współpraca ze światem nauki? Czy wywarło to wpływ na Twój styl nauczania oraz sposób postrzegania rzeczy?

MR: Przyniosło to wiele korzyści mojemu nauczaniu o pustce. Kiedy nauczam o pustce zgodnie z tradycją Abidharmy, tak jak sam się tego uczyłem, wszyscy mówią: „Ale nuda!” Jednak kiedy omawiam pustkę z punktu widzenia nauki, znaczenie jest takie samo, ale wtedy wszyscy mówią: „To interesujące, to wspaniałe!” Z tego punktu widzenia, badania naukowe dostarczają wielu dobrych przykładów, z których korzystam w swoim nauczaniu.

Studiowanie nauk ścisłych było również dobre dla mojej własnej praktyki medytacji analitycznej nad pustką oraz dla zrozumienia różnych właściwości umysłu. Abidharma na przykład opisuje przerwę pomiędzy chwilą gdy postrzegamy przedmiot bez żadnych koncepcji a chwilą, gdy włącza się umysł konceptualny i to samo opisuje neuronauka.

=====
Źródło: View Magazine. Tłumaczyła Alina Mroczek (Slovik Translations).
=====