Robert Tomaszewski – Psychoanaliza a buddyzm zen (recenzja)

Ericha Fromma przedstawiać nie trzeba – kontynuator i propagator idei freudowskich, pozycjami, takimi jak Mieć czy być?, Ucieczka od wolności, czy też O sztuce miłości, zyskał sobie rozgłos nie tylko w kręgach psychologów, filozofów czy socjologów, lecz także wśród masowego odbiorcy (określenie odbiorca masowy budzi raczej pejoratywne skojarzenia, aczkolwiek jestem zdania, że ambitna lektura zyskuje dodatkowe atuty, gdy potrafi wyjść poza hermetyczne środowiska naukowe, gdy jest w stanie poruszyć przeciętnym czytelnikiem ).

Jak już wspomniałem, tytuł pozycji, którą chciałbym się zająć, może nieco niepokoić – bo w końcu: czego może doszukiwać się psychoanalityk, neofreudysta w systemie, przynajmniej na poły religijnym (są autorzy, którzy sugerują, iż nie sposób mówić o zen w oderwaniu od kontekstu religii buddyjskiej, jak i tacy którzy, wskazują na jego pozareligijny charakter), powstałym blisko 25 stuleci temu, na, przyprawiającym Europejczyka o dreszcze, Dalekim Wschodzie? Freud wszak zajmował się religią, głównie krytyką judaizmu i chrześcijaństwa (m.in. Człowiek, religia, kultura; Mojżesz i monoteizm ), jednak nie wydaje się, że system religijno-filozoficzny z zupełnie innej formacji kulturowej, stałby się tematem rozważań, gdyby nie wnosił jakichś istotnych z punktu widzenia psychoanalizy treści. Zdziwimy się jeszcze bardziej, gdy dostrzeżemy, że zen jest niezwykle popularny wśród wielu psychoanalityków, a Fromm nie jest tu wyjątkiem. Zen zajmowali się tak wybitni przedstawiciele koncepcji psychodynamicznych, jak Carl Gustaw Jung czy Karen Horney. W roku 1957, pod auspicjami Wydziału Analizy Szkoły Medycznej Autonomicznego Narodowego Uniwersytetu Meksyku odbyły się warsztaty poświęcone psychoanalizie i buddyzmowi zen. Erich Fromm tak opisuje to wydarzenie: Dwadzieścia lat temu każdy psycholog byłby wielce zdziwiony lub zszokowany, odkrywając, że jego koledzy są zainteresowani „mistycznym” religijnym systemem takim jak buddyzm zen. Zdumiałaby się jeszcze bardziej tym, że większość uczestników nie tylko była „zainteresowana”, lecz głęboko poruszona – wszyscy oni stwierdzili, że tydzień warsztatów – przyp. R.T. był dla nich (…) wielce pobudzający i odświeżający.

Tak więc zainteresowanie psychoanalityków filozofią zen jest faktem. Jakie są jego źródła? Rozprawa Psychoanaliza a buddyzm zen jest próbą odpowiedzi na to pytanie. Dodajmy, że bazuje ona na wykładzie Ericha Fromma, wygłoszonym na wspomnianych warsztatach. Pozostałe dwie prace zamieszczone w wydaniu są niemal w całości zapisami wykładów D.T.Suzukiego i Richarda De Martino z tychże warsztatów. Skoncentrujemy się tu jednak tylko na pracy Erich Fromma…

Punkt wyjścia autora Ucieczki od wolności jest prosty: Ustalając związek pomiędzy buddyzmem zen i psychoanalizą, traktuje się te dwa systemy jako mające do czynienia z teorią natury człowieka i z praktyką prowadzącą do jego zdrowia. Fromm jest jednak świadom, że podobieństwo tak ujęte jest wysoce ogólne, a różnice wydają się dominować nad podobieństwami. Psychoanaliza jest wszak naukową, niereligijną metodą terapii chorób psychicznych, podczas gdy zen jest sztuką osiągania oświecenia satori – doświadczenia, jakie na Zachodzie nazwano by religijnym albo mistycznym. Zostają więc w pracy przybliżone te dwie koncepcje.

Fromm przystępuje najpierw do zarysowania ogólnego charakteru koncepcji Freuda, oceny ich wartości i przedstawienia zasadniczych celów. Otóż przyjęte tu ujęcie przedstawia się, moim zdaniem, bardzo ciekawie: próbuje się tu odkryć inny, szerszy aspekt, myśli Zygmunta Freuda, niż ten mówiący o terapii chorób umysłowych – kiedy przyglądamy się temu uważniej, odkrywamy, że za koncepcją medycznej terapii w celu leczenia neurozy krył się całkiem inny motyw, o którym Freud mówił rzadko i prawdopodobnie niejasno go sobie uświadamiał, pisze Fromm. Najbliższe jasnego uchwycenia tej idei mają być słowa ojca psychoanalizy: Gdzie było id – tam niech będzie ego (Wykłady wprowadzające), będące postulatem opanowania irracjonalnych sił i popędów przez rozum, uwolnienia człowieka od tyrani nieświadomości. Zauważmy dalej, że takie rozumienie psychoanalizy sytuuje ją wśród systemów dążących do realizacji sokratejskiego hasła Poznaj sam siebie, które legło u podstaw europejskiej humanistyki. Szczególne znaczenie psychoanalizy polegać ma na tym, że podczas gdy religia i filozofia postulowały osiągnięcie samokontroli w sposób, który można nazwać utopijnym, Freud (…) postawił te cele na gruncie naukowym ( przez odkrywanie tego, co nieświadome ) i pokazał drogę do ich urzeczywistnienia.

Koncepcja Freuda nie zostaje jednak przyjęta bezkrytycznie. Zostaje tu wykazany redukcjonizm pierwotnej psychoanalizy, jej panseksualizm oraz koncentracja na patologicznych przypadkach. Fromm proponuje wobec tego alternatywę, w postaci psychoanalizy humanistycznej. Rezygnuje ona po pierwsze z Freudowskiego układu odniesienia, zasadniczym jej celem ma być natomiast zapewnienie człowiekowi stanu dobrego samopoczucia (well-being), którego brak jest znamienny dla współczesnej cywilizacji.

Próbie przybliżenia i sprecyzowania pojęcia dobre samopoczucie, pojęcia bardzo ogólnego, a jednocześnie dla humanistycznej psychoanalizy zasadniczego, poświęcony jest cały rozdział rozprawy Fromma, jednak mi udało się zyskać jedynie mgliste, intuicyjne wyobrażenie tego, co pod nim się kryje. Oto kilka prób zdefiniowania dobrego samopoczucia: jest pozostawaniem w zgodzie z naturą człowieka (…), jest ono stanem dojścia do pełnego rozwoju rozumu (…), oznacza pozostawanie w pełnym związku uczuciowym z człowiekiem i naturą, przezwyciężenie oddzielenia i alienacji, dojście do doświadczenia jedności ze wszystkim, co istnieje – zarazem doświadczając siebie jako oddzielne jestestwo (…), oznacza to również bycie twórczym: reagowanie i odpowiadanie sobie, innym, wszystkiemu, co istnieje (…) jako rzeczywisty, cały człowiek, jakim jestem, na rzeczywistość każdego i wszystkiego, taką, jaka ona jest (…), bycie i doświadczanie swojej jaźni w akcie istnienia, nie zaś posiadając coś, wzmacniając, pożądając czy korzystając z czegoś ( zauważmy konsekwencję z jaką autor powraca do swej myśli z pracy Mieć czy być?). Wydaje mi się, że trudności z czysto intelektualnym zrozumieniem pojęcia, z brakiem możliwości jego operacjonalizacji, wiążą się z jego charakterem, wypływającym z całościowego pojmowania człowieka, unikającego redukcjonizmu fizjologicznego czy też czysto intelektualnego.

Erich Fromm zajmie się teraz zagadnieniem tego, co świadome, i tego, co nieświadome, co tłumione (wyparte). Będzie to jednocześnie próba zrozumienia i wyjaśnienia w nowym świetle Freudowskiego postulatu : Gdzie było id – tam niech będzie ego, postulatu odtłumienia. Otóż w procesie rozwoju jednostki wykształca się świadomość, będąca świadomością rzeczywistości zewnętrznej, oraz swoistą dla człowieka świadomością siebie. Jednak ludzka świadomość jest tak zorganizowana, że docierają do niej tylko pewne doświadczenia, takie, które zostaną postrzeżone, odniesione i uporządkowane w terminach pojęciowego systemu i jego kategorii. Działać tu ma społecznie uwarunkowany filtr, który tylko pewne doświadczenia dopuszcza do świadomości: Zdaję sobie sprawę ze wszystkich moich uczuć i myśli, które są dopuszczone przez potrójny filtr języka, logiki i różnych tabu. Doświadczenia, które nie mogą być przefiltrowane, pozostają na zewnątrz świadomości, czyli pozostają nieświadome. Celem wyjaśnieniu mechanizmu owego filtru Fromm przytacza liczne przykłady. Istotna wydaje się konkluzja, że to, co świadome i nieświadome uwarunkowane jest społecznie, nasze postrzeganie świata i siebie jest więc niepełne, nieadekwatne, wypaczone. Obraz rzeczywistości jest tylko naszą projekcją, nigdy zaś obrazem rzeczywistości samej w sobie.

Psychoanaliza ma na celu zmianę tego stanu rzeczy dążąc do odtłumienia (uświadomienie, tego, co nieświadome), przy czym, o ile dla Freuda tłumione były pojedyncze instynktowne pragnienia, takie jak impulsy kazirodcze, lęk przed kastracją czy zazdrość o penisa (występujące u osób z zaburzeniami nerwicowymi), tak w ujęciu Fromma, co do treści tłumienia, nie są możliwe żadne uogólnienia. Dodajmy jeszcze, że odtłumienie ma być warunkiem dobrego samopoczucia, a sam akt wglądu w nieświadome nie będzie prowadził do zmiany jeśli pozostanie jedynie intelektualną wiedzą, bez jej całościowego, emocjonalnego doświadczenia przez człowieka (Freud w późniejszym okresie miał już zdawać sobie z tego sprawę).

Po przybliżeniu charakteru psychoanalizy humanistycznej, jej założeń i celów, Fromm stara się zarysować podstawy buddyzmu zen (nie jest to systematyczny i szeroki obraz systemu gdyż autor powołuje się tu na pracę doktora D.T.Suzukiego, która spełnić miała to zadanie). Jung wprawdzie sugerował, że Europejczyk praktycznie nie jest w stanie zrozumieć i ocenić wartości tego systemu, jednak dla Fromma zen nie jest bardziej niezrozumiały dla Europejczyka niż Heraklit, Mistrz Eckhart czy Heidegger.

Zen ma być sztuką wglądu w naturę własnego istnienia; jest dążeniem do absolutnego oczyszczenia umysłu z wszelkich fałszywych wyobrażeń, nastawień, przeświadczeń , by pozostawić rzeczywistość nie taką, jaką chciałbym ją widzieć, a taką, jaka jest, aby móc ją przeżywać autentycznie i spontanicznie. Ostatecznym celem jest osiągnięcie oświecenia satori (poznania bezpojęciowego). Fromm podkreśla, że satori nie jest nienormalnym stanem umysłu; nie jest transem, w którym znika rzeczywistość (…), jeśli ma być czymkolwiek, to jest ono doskonale normalnym stanem umysłu. Komentując introspekcyjne sprawozdanie mistrza zen, autor stwierdza, że satori jest spełnieniem stanu dobrego samopoczucia. Gdybyśmy chcieli wyrazić oświecenie w terminach psychologicznych, powiedziałbym, że jest to stan, w którym osoba jest całkowicie dostrojona do rzeczywistości na zewnątrz i wewnątrz niej, stan, w którym jest ona jej w pełni świadoma i w pełni na nią otwarta . Ona jest świadoma – to znaczy nie jej mózg ani jakaś inna część jej organizmu, lecz ona, cała osoba, cały człowiek, kontynuuje Fromm.

Ostatni rozdział swojej pracy Erich Fromm poświęca porównaniu psychoanalizy i buddyzmu zen, biorąc tu pod uwagę wiele ich aspektów. Obydwa systemy nie są pierwotnie zorientowane na kwestie etyczne, jednakże ich praktyka prowadzi niejako „ubocznie” do przemiany w tym zakresie. Zarówno zen jak i psychoanaliza kładą nacisk, na niezależność od wszelkich autorytetów: Freud krytykuje religię, będąc zdania, że człowiek, wierząc w Boga, raczej utrzymuje swą dziecinną zależność, aniżeli dojrzewa, istotą zen jest również uwolnienie człowieka od wszelkiej zależności, dla tego jest systemem bez Boga (choć zasadniczo nie ma tu zdecydowanej negacji). Fromm zauważa podobieństwo między osobą psychoanalityka i mistrza zen, podkreślając, że wzajemny stosunek między nimi a uczniem czy pacjentem jest daleki zależności. Mistrz i psychoanalityk nie posiadają gotowej wiedzy dla przychodzącej do nich z własnej woli osoby – oni raczej pełnią rolę akuszerki, która pomaga uwolnić wiedzę tkwiącą w danej osobie (zauważmy ponownie sokratejskie odniesienie). Zasadnicze podobieństwo odkrywa się jednak w głównych celach obu systemów – odtłumieniu i satori. Osiągnięcie ich jest realizacją stanu dobrego samopoczucia, jest zyskaniem adekwatnego obrazu rzeczywistości. Fromm podkreśla, że metodą są to dwa odmienne systemy, można jednak powiedzieć, że poznanie zen i zajmowanie się nim może mieć ogromnie inspirujący i rozjaśniający wpływ na teorię i technikę psychoanalizy.

Istnieje jeszcze pytanie, na ile postulat odtłumienia czy osiągnięcia satori realizowalny, jest w praktyce? Czy nie jest tak, że oba cele są osiągalne tylko teoretycznie, ze względu na ich radykalny charakter? A może satori dostąpić można jedynie po latach medytacji w Tybecie- „dachu świata”. Nie musimy mieć takich obaw, jeśli uznamy, że każdy krok w kierunku oświecenia, każde stopniowe odtłumienie są ważne. Autor przytacza trafną metaforę ciemnego pokoju, do którego wnosimy stopniowo coraz większą liczbę świec, z których już pierwsza rzuca światło przenikające ciemność.

Tak w zarysie przedstawia się myśl Ericha Fromma zawarta w pracy Psychoanaliza a Buddyzm zen. Jak możemy się do niej ustosunkować? To zależy od tego, jak chcemy rozumieć psychologię, a jeszcze szerzej, jakiego portretu człowieka oczekujemy od psychologii. Bo rzeczywiście, psychologia może zająć się badaniem związków S-R, spełniając tym samym warunki poprawności metodologicznej niemal jak nauki ścisłe. Wtedy koncepcje Fromma, jego psychoanaliza humanistyczna, stanie się nic nie wartą gadaniną, nie mającą żadnego znaczenia wobec wyników eksperymentów próbujących ustalić optymalne i najbardziej efektywne warunki funkcjonowania człowieka w różnych sytuacjach. Tylko czy taka psychologia nie będzie bliższe przyrodoznawstwu, niż wiedzy o człowieku? Psychologia z etymologicznego punktu widzenia jest 'nauką o duszy’, przez obszar ducha rozumiem zaś wszystko, co czyni nas odmiennym od zwierząt, przede wszystkim świadomość istnienia samego siebie. Nauka w sensie ścisłym ma ograniczone możliwości dotarcia w te rejony i istnieje przed psychologią poważna pokusa stania się humanistyką. Wydaje mi się jednak, że istnieje podejście, które jest płynną syntezą podejścia naukowego i humanistycznego. Erich Fromm jest dla mnie wybitnym przedstawicielem takiego ujęcia psychologii. Trzymając się empirycznych faktów nie zapomina o filozoficznych korzeniach psychologii i czyni ogólną refleksję nad sytuacją człowieka w świecie, nad stanem jego JA. Tylko takie holistyczne podejście, uwzględniające aspekty psychologiczne, socjologiczne i filozoficzne, pozwala uzyskać prawdziwy obraz człowieka – istoty będącej w naturze , jednocześnie wykraczającej poza nią, poprzez posiadanie 'psyche’.

Zauważmy, że koncepcje Fromma są bliskie myślom psychologów humanistycznych takich jak Maslow, czy Rogers. Autor Mieć czy być? nie zajmuje się już leczeniem patologicznych przypadków jak niegdyś Freud. Psychoanaliza ma pomóc człowiekowi w jego rozwoju (znaczące fragmenty rozprawy podejmują właśnie ten wątek ), w osiągnięciu „twórczej orientacji” na świat. Te same postulaty, głoszą wspomniani psychologowie humanistyczni. Podobnie też traktują człowieka jako całość, nigdy zaś jako czysty intelekt, czy też fizjologię. Takie wspólne motywy u różnych autorów mogą rodzić nadzieję, że istnieją pewne uniwersalne prawdy o naturze ludzkiej. Wynik zestawienia psychoanalizy z buddyzmem zen dodatkowo umacnia nas w tym przekonaniu.

Nie czuję się kompetentny do zabierania głosu w kwestii jak bliskie są sobie dwa systemy myśli – nie posiadam wystarczającej wiedzy zarówno z zakresu psychoanalizy jak i buddyzmu zen., jednak analogia, którą Fromm starał się przedstawić wydaje się być przekonywująca. Można cenić tu Fromma za samą odwagę z jaką sięga po Mądrość Wschodu. Myślę, że jest to naturalna konsekwencja głoszonych przez niego idei: bycia otwartym na całą rzeczywistość.

Książka ta może być ważna z innej jeszcze przyczyny: obserwujemy obecnie potężny rozwój nurtu zwanego New Age, nurtu, który proponuje szereg pseudo-filozofii, pseudo-technik psychologicznych, często bazujących na zrębach doktryn wschodnich, nurtu, od którego trąci niebezpieczeństwem sekciarstwa. Tylko krytyczna i rzetelna wiedza (a taką proponuje rozprawa Fromma), pozwala zachować odpowiedni dystans do zjawiska New Age.

Źródło: Buddyzm CyberSangha Nr 4 (lipiec 1988)