Tsultrim Allione – śmierć córeczki

„[Po śmierci swojej córeczki na chorobą niemowlęcą, Tsultrim popada w stupor]

Ta śmierć okazała się być dla mnie punktem zwrotnym. To było dno mojego zstąpienia; uderzywszy o dno, trafiłam na trampolinę, od której mogłam się odbić, by powrócić na powierzchnię. Na pogrzeb przyszedł Namkhai Norbu Rinpocze, mieszkający we Włoszech tybetański lama. Gdy zapytałam go, dlaczego tak się stało, gotowa w moim poczuciu winy uwierzyć w najgorsze rzeczy o sobie i swojej karmie, bardzo łagodnie powiedział „To była jej własna sprawa”. Wtedy powiedziałam mu, że straciłam wiarę we wszystko, a on tylko spojrzał na mnie i nic nie powiedział. Spokojnie zabrał się do robienia ochronnej bransolety dla pozostałego przy życiu bliźniaka i dał mi specjalną praktykę, ochraniającą mnie i moją rodzinę. Czułam, że uwolnił nas od jakiejś klątwy.

Odkąd opuściłam Boulder i wszystko to, co miał dla mnie znaczenie, znajdowało się w stanie wewnętrznego zamętu i depresji. W takim stanie byłam na działanie negatywnych sił, a czym słabsza się stawałam, tym bardziej czułam się zgnębiona ich wpływem. Żyliśmy w ogromnej, nawiedzanej przez duchy starej willi i odkąd tam przybyliśmy, wszystko stawało coraz gorsze. Przez większość czasu nie działał piec. Wiały huragany, występowały trzęsienia ziemi i pojawiało się wiele przeszkód. Gdy zmarło dziecko, postanowiliśmy natychmiast wyjechać, ale wizyta Norbu uspokoiła wiele dziwnych uczuć, których doświadczałam. Gdy potem pojechaliśmy do szpitala, w którym było ciało Chiary, zrobił coś, co sprawiło, że zaczęłam rozumieć, iż jest bardzo wielkim lamom, mimo, że nie jest otoczony świtą i ubiera się jak zwykła osoba.

Wezwałam go, gdy tylko znalazłam ją martwą, a on z oddali dokonał przeniesienia świadomości (pho ba). W kilka dni później przybył z grupą swoich uczniów, by w naszej willi wykonać praktyki funeralne, a następnie udaliśmy się do szpitalnej kostnicy. Na pępku Chiary położył papierową mandalę, a na czubku głowy trochę poświęconego piasku. Potem wyszliśmy na zewnątrz. Podeszłam do niego, zarzuciłam mu ramiona na szyję i zaczęłam płakać bez opamiętania. Zamiast objąć mnie i pocieszać, po prostu stał bardzo rozluźniony. Nie wiem, czy sprawiło to moje zdumienie brakiem reakcji z jego strony, czy coś innego, ale nagle poczułam jak ból wycieka z mojego napiętego ciała, a mój umysł wchodzi w stan bezkresu, niczym rozległe, spokojne jezioro. Jednocześnie zrozumiałam, że obciążam siebie, a wskutek lgnięcia do zmarłej córki jeszcze wszystko pogarszam. Zrozumiałam, że codziennie umiera tysiące dzieci i że przed tą realnością chroni mnie to, że żyję w bogatym kraju.

Od śmierci Chiary wszystko zaczęło iść w górę. Stopniowo powracałam z mojego zstąpienia. Nie było to łatwe. Musiałam poddać rewizji każdy aspekt samej siebie. Śmierć dziecka doprowadziła mój związek z mężem, który już był napięty, do kryzysu. Wielu ludzi sądzi, że taka tragedia zbliża pary, ale w rzeczywistości, przez dziewięćdziesiąt procent czasu, ma to odwrotny skutek. Musieliśmy pracować ze swoim związkiem na wiele różnych sposobów. Kontakt z Norbu Rinpocze pomógł mi powrócić na duchową ścieżkę. Jako że jest nauczycielem dzogczen i pracuje z każdym indywidualnie, bezpośredni przekaz energii, z którym mnie połączył, sprowadził mnie ponownie do „umysłu początkującego”, którego doświadczyłam w pierwszym roku swojego pobytu w Nepalu.”

Tsultrim Allione PIELGRZYMKI, DOŚWIADCZENIA I WIZJE (fragment) – Smok Wadżry 43/44