Walka z demonami
Kiedyś pewien człowiek medytując w odosobnieniu we wschodnim Tybecie wykonywał praktykę cie, pragnąc poznać prawdziwą naturę rzeczywistości – pustkę. Dzięki medytacji stopniowo zyskiwał kontrole nad iluzorycznymi wizjami metaforycznie określanymi jako demony
Któregoś wieczoru wyszedł na chwilę z chaty i akurat wtedy odwiedziła go siostra, przynosząc mu dzban jogurtu. Gdy długo się nie pojawiał, postawiła dzban na stołku i poszła sobie.
W końcu jogin powrócił. W chacie było bardzo ciemno, oświetlał ją tylko słaby blask skwierczącej lampki maślanej. Patrzącemu w okrągły otwór dzbanka wydało się naraz, że widzi tam oko demona.
Nieulękły jogin nie poddał się strachowi. „A Kysz!” – zawołał. „Demony też nie mają realnego bytu!” Po czym zdjął wierzchnią szatę i rzucił nią w kierunku zagrożenia.
Stołek przewrócił się z hukiem, a rozlany jogurt ochlapał ciemne ściany. I nagle, w migocącym świetle lampki, oczy demona zamrugały bielą ze wszystkich stron!
Pustelnik, nie tracąc animuszu, ruszył do ataku – zaczął młócić demony zwiniętym okryciem. Jednak im zapalczywiej tłukł, tym więcej widział wrogów – demony były wszędzie!
Nagle jogin poczuł na dłoniach jogurt. Wtedy uzmysłowił sobie, że uległ iluzji, i głośno się zaśmiał.
Nie było żadnych demonów, nie było z kim walczyć. Jogin zrobił z siebie głupca, bo zamiast zdać się na zdrowy rozsądek i sprawdzić realność swych doświadczeń, zbytnio zaufał swoim wyobrażeniom.