Pema Cziedryn – Strach, wściekłość i zamęt

„Mając około trzydziestu pięciu lat, stojąc przed swoim ceglanym domem i sącząc filiżankę herbaty, usłyszała podjeżdżający samochód i trzaśnięcie drzwiami. Po chwili zza rogu wyszedł jej mąż i bez ostrzeżenia powiedział, że ma romans i chce rozwodu. Jej umysł został roztrzaskany na kawałki, czas się zatrzymał. – Pamiętam niebo było ogromne. Pamiętam szum rzeki i parę unosząca się nad filiżanką. Nie istniał czas, przestała myśleć, nie było niczego – tylko światło i głęboka, nieruchoma cisza. Wtedy pojawił się gniew. Podniosłam kamień i rzuciłam w męża – mówi, zanosząc się ze śmiechu na myśl o swojej furii. Pogodzenie się z upokorzeniem zajęło jej lata ciężkiej pracy. Nie mogąc znaleźć oparcia, wpadła w duchowy szał. Przez chwile mieszkała w hinduistycznym aśramie, bywała na intensywnych weekendach u scjentologów, zapisała się na warsztaty sufickie. Żadna z tych rzeczy nie trwała długo i żadna nie pomagała. – Ból był ogromny. Nie miałam żadnego oparcia.. Rzeczywistość jaką znała, po prostu dłużej już nie istniała.

Pod koniec pierwszego koszmarnego roku znalazła zostawione przez kogoś otwarte czasopismo. Jej uwagę przykuł artykuł z nagłówkiem „praca z negatywnościami”. Czułam strach, wściekłość, olbrzymie pomieszanie związane z moim strachem i wściekłością, a także rodzaj głębokiego, przenikliwego, niewzruszonego braku oparcia. I nic nie mogło tego zmienić. Ludzie zabierali mnie do kina. Zapraszali na dobre obiady. Robili wszystkie te rzeczy, które się robi. Ale nic nie mogło na powrót skleić moich kawałków. W tamtym punkcie swojego życia Deirde nie miała pojęcia o buddyzmie ani o autorze artykułu Czogjamie Trungpie Rinpocze, ale wciąż pamięta pierwszą linijkę artykułu: „Nie ma niczego złego w negatywnościach”. To głęboko do niej przemówiło. – Od początku czułam, że chodzi o coś bardzo ważnego. Wielu z nas biega w kółko, udając, że mają grunt pod stopami, choć tak naprawdę żadnego nie ma. I może gdybyśmy w jakiś sposób nauczyli się nie bać tego gruntu pod nogami, nie bać się niepewności i niestałości, wyzwoliłoby to wewnętrzną siłę, która pozwoliłaby nam być otwartymi, wolnymi, kochającymi i współczującymi w każdej sytuacji. Ale tak długo, jak długo próbujemy szamotać się, by zyskać grunt i uniknąć nieprzyjemnego uczucia braku oparcia, niepewności, niestałości, niejednoznaczności i paradoksów, któregokolwiek z nich, tak długo będą trwały wojny”.

Michaela Haas – MOC DAKINI ( strony 139-140, Wydawnictwo: Mani Books, Przekład: Sonia Grodek)