Jonge Mingjur Rinpocze – Uczucie lęku i niepokoju
„Chciałbym zacząć od wyznania, które może wydawać się dziwne w przypadku kogoś, kogo uznaje się za inkarnowanego lamę – kogoś, kto podobno w poprzednich żywotach robił tyle cudownych rzeczy. Od wczesnego dzieciństwa nawiedzały mnie uczucia lęku i niepokoju. Moje serce biło gwałtownie i za każdym razem, kiedy przyszło mi przebywać wśród ludzi, których nie znałem, oblewał mnie zimny pot. Nie było żadnego powodu, żebym czuł się w ten sposób. Żyłem w przepięknej dolinie, otoczony kochająca rodziną, mnóstwem mnichów, mniszek i innych ludzi, którzy bardzo chcieli się dowiedzieć, jak obudzić w sobie wewnętrzny spokój i szczęście. Jednak niepokój towarzyszył mi niczym cień.
Miałem chyba sześć lat, kiedy po raz pierwszy doświadczyłem ulgi. W dużej mierze zainspirowany dziecięcą ciekawością, zacząłem wędrówki w góry otaczające dolinę. Dorastałem, przemierzałem jaskinie, w których całe pokolenia buddyjskich praktykujących spędzały życie na medytacji. Czasami wchodziłem do jaskini i udawałem, że medytuję. Oczywiście nie miałem zielonego pojęcia o tym, jak to się robi. Po prostu siadałem w środku i powtarzałem w umyśle Om mani peme hung – mantrę, czyli powtórzenia specjalnej kombinacji starożytnych sylab. Zna ją prawie każdy Tybetańczyk, czy jest buddystą, czy nie. Siedziałem tak godzinami, w umyśle recytując mantrę i nie rozumiejąc, co tak naprawdę robię. Niemniej czułem, ze ogarnia mnie poczucie spokoju.
Ale nawet po trzech latach spędzonych w jaskiniach i próbach nauczenia się medytacji niepokój we mnie wzrastał, aż osiągnął punkt, który prawdopodobnie na Zachodzie określono by jako pełnoobjawowe napady panicznego lęku. Przez pewien czas nieformalnych nauk udzielał mi mój dziadek, wielki mistrz kuracji lekami, który wolał zatrzymać własne osiągnięcia dla siebie. W końcu jednak odważyłem się poprosić matkę, by zapytała ojca, Tulku Urgjena Rinpoczego, czy mógłbym od niego formalnie pobierać nauki. Zgodził się i przez następne trzy lata udzielał mi wskazówek o różnych metodach medytacji.
Na początku nie rozumiałem zbyt wiele. Próbowałem uspokoić swój umysł, tak jak uczył mnie ojciec, ale umysł nie chciał się uspokoić. Tak naprawdę w trakcie tych wczesnych lat formalnego praktykowania okazywało się, że ulegałem coraz większemu rozkojarzeniu. Denerwowało mnie wszystko: fizyczna niewygoda, hałas w tle, konflikty z ludźmi. Po latach uświadomiłem sobie, że tak naprawdę nie cofałem się; po prostu byłem się coraz bardziej świadomy nieustannego strumienia myśli i odczuć, których nigdy wcześniej nie rozpoznawałem. Obserwując, jak inni ludzie przechodzą przez ten sam proces, zdaję sobie sprawę, że to doświadczenie wspólne wszystkim ludziom, którzy uczą się zgłębiania własnego umysłu za pomocą medytacji”.
Jonge Mingjur Rinpocze – ŻYJ Z RADOŚCIĄ