Dzogczen Ponlop – indywidualna praktyka

„Często problem polega na tym, że myślimy: „Chociaż nauki są doskonałe, nie praktykuje ich właściwie”. Myślimy w ten sposób, ponieważ wydaje się nam, że nie wykorzystujemy tych wskazówek tak samo, jak ktoś inny. Ponieważ nie praktykujemy w taki sposób jak „on”, „ona, „oni” to robili, myślimy: „Nie robię tego dobrze”. A później stopniowo przestajemy praktykować. Wtedy pojawia się duży problem. Jednakże powinno dla nas stać się jasne, że sposób, w jaki każdy praktykuje dane wskazówki, jest całkowicie indywidualny. Sposób w jaki słuchamy, rozumiemy i wyrażamy to zrozumienie w działaniu, wszystko jest indywidualne. Kiedy to, co posłyszałeś, co studiowałeś wykorzystujesz w praktyce, będzie – i musi być – twoje własne. Sposób w jaki praktykujesz nie jest ani lepszy, ani gorszy od praktyki jakiejś innej osoby. Jest on dokładnie taki, jaki powinien być dla ciebie, a sposób, w jaki ktoś inny praktykuje, jest dokładnie taki, jaki powinien być dla niego. Ważne jest, abyśmy nie tracili głowy podczas praktyki i mieli zaufanie do tego, że uzyskane wskazówki efektywnie wykorzystamy we własnym życiu.

Gdyby było wymagane, aby wszyscy wykonywali praktykę dokładnie tak sami, jak ich poprzednicy, wtedy doszlibyśmy do wniosku, że w przeszłości guru z buddyjskiej linii przekazu nie wykonywali ich właściwie. Wieli tybetański jogin Milarepa, zbudował dziewięciopiętrową wieżę dla swego guru, Marpy. Ale Marpa nie budował takiej wieży dla swego nauczyciela Naropy. Czy któryś z nich popełnił błąd? Jeśli tak, to który? Marpa, który żył w Tybecie, podróżował do Indii trzykrotnie, aby studiować u Naropy. Ten wspaniały indyjski mistrz był bardzo łagodny i traktował swojego tybetańskiego ucznia w opiekuńczy i wspaniałomyślny sposób. Jednakże sam był zadręczany przez swojego indyjskiego guru, Tilopę – ale nie robił tego w stosunku do Marpy. Marpa nie musiał przechodzić przez wszystkie te próby i udręki.

Każdy z tych guru był zupełnie inny i nikt z nich nie praktykował w ten sam sposób. Do pewnego stopnia idea jednolitej, zinstytucjonalizowanej praktyki jest czymś całkiem nowym w buddyzmie. Chociaż dla grupy ważne jest wspólne wykonywanie tej samej praktyki, to jednak nie oznacza, że każda jednostka musi robić wszystko dokładnie w taki sam sposób. Jedna osoba może praktykować trzy godziny dziennie, a ty tylko godzinę. To będzie dla ciebie zupełnie wystarczające. Naprawdę liczy się to, jak to robisz – a nie to, jak długo.

Kiedy przyjrzymy się historii buddyjskiej linii przekazu, zobaczymy, że takie przesłanie przekazują nam wszyscy nauczyciele z przeszłości. Każdy z nich praktykował indywidualnie, a jednak wszyscy osiągnęli takie samo oświecenie. Dlaczego w tym stuleciu nie mielibyśmy osiągnąć tego samego celu, praktykując po swojemu. Możemy uzyskać wielką satysfakcję ze swojej indywidualnej praktyki, wykonując ją tak często i skutecznie, jak tylko to możliwe. Jest to klucz do rozpoznania natury umysłu i opanowania nauk bardo.

Trzeba sobie uświadomić, że nie ma nikogo, kto mógłby nas przebudzić i uratować z samsary. Nikt taki nie istnieje w buddyzmie. Można to uznać za największą wadę buddyzmu, ale także za jego największą zaletę. Pogląd ten pokazuje nam, że nikt inny oprócz nas samych nie ma władzy nad naszym życiem, doświadczeniami, wolnością czy zniewoleniem. Kto jest odpowiedzialny? Kto sprawuje kontrolę? To my. My jesteśmy swoimi panami. Możemy jeszcze bardziej związać się z samsarą albo właśnie teraz wyzwolić się z niej. Wszystko zależy od nas. My musimy obserwować swoje myśli, poszukując natury umysłu. Nie ma takiego guru, bóstwa, buddy czy bodhisattwy, który zrobiłby to za nas. Chociaż uczyniliby to z przyjemnością, nam to by to nie pomogło, tylko im. Musimy więc dokonać tego sami. Taki jest punkt kluczowy”.

Dzogczen Ponlop – UMYSŁ POZA ŚMIERCIĄ (strony 53-54, Przekład: Zbigniew Zagajewski, Wydawnictwo: A)