Reginald A. Ray – Igrając z ogniem
Reginald A. Ray – wykładowca na Uniwersytecie Naropy oraz dyrektor fundacji Dharma Ocean w Crestone, Colorado – był jednym z najbliższych uczniów Czogjama Trungpy Rinpocze. Poniższy fragment pochodzi z wywiadu (głównie na temat subtelnego systemu energetycznego) udzielonego magazynowi „Dharmalife”. W Polsce ukazały się dwie książki opracowane przez Reginalda A. Ray’a: „Mądrość mistrzów” oraz „Obecność mistrzów” – obie nakładem Fundacji Rogaty Budda.
—–
PYTANIE: Czy praktyka buddyjska wpłynęła bezpośrednio na Pana życie?
REGINALD A. RAY: Można powiedzieć, że praktyka zrujnowała moje życie. Nie jestem osobą, którą spodziewałem się być 10 lat temu; te praktyki całkowicie wstrząsają naszym życiem, wyraźnie pokazując nasze ograniczenia oraz subtelne próby wykorzystania duchowości, by to wszystko jakoś trzymało się razem. To ogromne wyzwanie, jednak wciąż powtarzam sobie: „Równie dobrze możesz sobie odpuścić”.
Czogjam Trungpa mawiał: „Jeżeli masz możliwość uniknięcia duchowej ścieżki, powinieneś to zrobić”. Prowadzi cię ona do miejsca, w którym całkowicie wstrząsa twoim ego i podkopuje je, przeciwstawiając mu przytomność; wstępując na ścieżkę trzeba zdawać sobie sprawę z tego, jaka jest stawka w tej grze. Mówimy tu teraz o autentycznej duchowości, a nie o konwencjonalnym buddyzmie i ludziach, którzy chcą poczuć się dobrze i troszeczkę pomedytować. Mówimy o zaangażowaniu się w praktykę Dharmy na najgłębszym poziomie.
We własnej praktyce odkrywam, że im bardziej zbliżam się do pustej, otwartej przestrzeni niezrodzonego umysłu i przytomności, tym więcej wyłania się spontanicznej energii. Energia ta jest wyzwaniem – rozgramia cię, rozbiera na części i to właśnie dlatego ścieżka tantry uważana jest za radykalną i szybką. Im większa głębia pustości, tym potężniejsze wyzwalają się energie. Energie te nie mają nic wspólnego z ego; przypomina to więc stanie w płomieniach. Naprawdę płoniemy.
Im większa nasza otwartość, tym bardziej fundamentalną niepewność odczuwamy w kwestiach życia i śmierci. Dosłownie rzecz ujmując – nie ma takiego miejsca, które moglibyśmy nazwać swoim domem. Wymaga to od nas zatem zwiększonej obecności i życie staje się jeszcze trudniejsze, gdyż stajemy się bardziej otwarci na zaakceptowanie jego prawdziwej natury, jakkolwiek zdumiewająco piękne czy przerażające by nie było. Jednocześnie stajemy się bardziej pomocni i silniejsi, gdyż nie próbujemy dłużej budować sobie bezpiecznego gniazdka. Zamiast egoistycznego punktu widzenia pojawia się poczucie istnienia wyłaniające się z naszej natury buddy. W każdej chwili stawką jest całe nasze życie. Widzę siebie jako początkującego na tej ścieżce, ale taką tendencję obserwuję w sobie i innych.
=====
Źródło: Magazyn Dharmalife. Tłumaczenie: Alina Mroczek (Slovik Translations).
=====