SPOTKANIE ZE ŚMIERCIĄ A NAUKI BUDDYJSKIE

Fragment książki-relacji ze zorganizowanej w Dharamsali konferencji „Umysł i życie” – historycznego spotkania przedstawicieli zachodniej nauki z jednym z najwybitniejszych współczesnych nauczycieli buddyzmu, XIV Dalaj Lamą.


=====

– Odpowiedź na pytanie o naturę doświadczeń w stanie śmierci klinicznej w kontekście nauk buddyjskich wymaga wyjaśnienia podziału na trzy sfery: pożądania, formy oraz bezforemnej. W systemie Kalaczakry klasyfikacja obejmuje sześć albo trzydzieści jeden sfer. Ogólnie możemy po prostu powiedzieć, że jest wiele różnych światów, różnych możliwych doświadczeń; ludzkie życie jest tylko jednym z nich. To, co zwyczajowo nazywamy duchami, to po prostu inna forma życia – istoty, które mają inną cielesność i umysłowość. W sferze pożądania, a konkretnie w środowisku zamieszkałym przez istoty ludzkie, istnieje całkiem sporo rozmaitych bytów. Każdy ma własną klasę lub – można tak rzec – nazwę gatunkową, i wszystkie zamieszkują tu wraz z nami. Inne istoty, takie jak dewowie, mogą się znajdować gdzieś indziej w sferze pożądań, ale bardzo wiele różnych istot jest tu, wśród nas. Tak jak istoty ludzkie, niektóre formy życia obdarzone są większym współczuciem, inne zaś mogą działać na naszą szkodę. Mają one swoje własne problemy. Ludzkie interwencje w świat tych istot-duchów są rzadsze niż ich interwencje w świat ludzki.

Gdy zaprzyjaźnimy się z tymi istotami, mogą się okazać pomocne jako wyrocznie – ale nic nie wiem o mechanizmie czy procesie wchodzenia przez medium w trans ani o tym, w jaki sposób następuje opętanie. W wypadku wyroczni bardzo łatwo o nadużycia, jeśli jednak znajdzie się kompetentną i naprawdę wiarygodną wyrocznię, może ona być czasami bardzo użyteczna. Weźmy na przykład wyrocznię Neczung. Najwcześniejsze doniesienia o tym dewie pochodzą z Indii, gdzie zamanifestował się po raz pierwszy. Pewien człowiek udał się do północnego Amdo, na północno-wschodnich stepach Tybetu, i Neczung Dewa podążył za nim. W VIII wieku, w czasach Padmasambhawy, ta sama istota przybyła z Hor w pomocnym Amdo do centralnego Tybetu, niedaleko Lhasy. Neczung Dewa uważany jest za bóstwo ze sfery pożądania.

– Przypuśćmy – nalegała Joan Halifax – że jeden z uczniów lub mnichów Waszej Świątobliwości doświadczył takiego spotkania ze śmiercią, o jakim rozmawialiśmy dzisiaj, i chciałby zapytać, co to oznacza. Co Wasza Świątobliwość by mu powiedział?

– Nie potrafię zinterpretować tych doświadczeń tu i teraz – jakże więc miałbym je zinterpretować owemu mnichowi? Nie wiem, jak je generalnie traktować, a cóż dopiero objaśnić je z jego punktu widzenia!

– Czy nie jest prawdą, że moment śmierci – nieodwracalnej śmierci, bez powrotu – jest dla większości ludzi, którzy nie przeszli odpowiedniego treningu, doświadczeniem przerażającym, a nie błogim i przyjemnym?

– Są dwa możliwe rodzaje doświadczeń – odparł Dalaj Lama. – To, co się wydarza, zależy od postaw w życiu, od procesów mentalnych itd. Każdy doświadcza tego inaczej. Nawet wśród zwykłych istot doznania są bardzo zróżnicowane. Ludzie, którzy w swoim życiu albo przynajmniej w ostatnim okresie przed śmiercią kierowali się współczuciem, doświadczą tego samego w stanie pośrednim. Jednak schemat tego stanu będzie całkiem inny dla osób, które w swoim życiu wykazywały postawy negatywne i gwałtowność. To zróżnicowanie zależy także od formy, w jakiej odrodzimy się następnym życiu.

Jest też zjawisko powracania ze świata umarłych (delog). Przypomnijcie sobie przypadek kobiety, która pouczyła swojego syna, by nie ruszać jej ciała, i przez tydzień pozostawało ono nieruchome. Mógłby to być właśnie fenomen powracania ze świata umarłych. Czy w takim wypadku łączność między ciałem fizycznym a bardzo subtelną energią-umysłem została zerwana? Nie wiadomo. Nie wiemy nawet, czy ta osoba oddychała czy może w tym okresie zachodziły jakieś bardzo subtelne procesy oddechowe. Ponieważ tego nie wiemy, możliwości jest wiele. Jeśli było to ciało snu, które przemieszczało się w oddzieleniu od ciała fizycznego, to wcale nie oznacza, że łączność z bardzo subtelną energią-umysłem została zerwana. Mogłoby być również tak, że bardzo subtelna energia-umysł oddzieliła się od ciała fizycznego, opuściła je, a potem wróciła. Ta ostatnia możliwość jest dość problematyczna, ponieważ, jak wiemy, doświadczenie tej kobiety nie wynikało z głębokich praktyk medytacyjnych, lecz stanowiło wyraz jej karmy w połączeniu ze szczególnymi okolicznościami. Bardzo trudno uwierzyć, by bardzo subtelna energia-umysł została oddzielona od ciała fizycznego bez głębokiej praktyki medytacyjnej, ale jest to kwestia otwarta.

Ogólnie mówiąc, jeśli więź między bardzo subtelną energią-umysłem a ciałem fizycznym zostaje zerwana, jest to nieodwracalne. Jednakże w wypadku wysokiego stopnia urzeczywistnienia możliwe jest oddzielenie podczas praktyki medytacyjnej bardzo subtelnej energii-umysłu od ciała fizycznego, a następnie połączenie ich z powrotem. Dwa lata temu poznałem pewną mniszkę, miała 80 lat – niestety, w zeszłym roku umarła. Właściwie to myślę, że wiedziała, iż wkrótce umrze. Kiedy ją spotkałem, chciała mi ofiarować pewne ważne tybetańskie książki, ale uważałem, że powinna je zatrzymać, toteż pozostały w jej chacie. Przez ponad trzydzieści lat mieszkała w Dharamsali, a w Tybecie przez całe lata przebywała w Pałacu Potala. Ludzie przychodzili do niej po wróżby (przybysze z Zachodu również), ponieważ były one wyjątkowo trafne. Opowiedziała mi, że miała męża, a w wieku 27-28 lat urodziła syna. Kiedy jej syn umarł, porzuciła życie domowe i rodzinne – i wyruszyła w drogę. Dotarła do klasztoru Drepung, jednego z najważniejszych ośrodków buddyjskich w Tybecie. Żył tam 88-letni lama z kilkunastoma uczniami. Przez kilka miesięcy kobieta mieszkała z nimi i przyjmowała nauki. Pewnego dnia widziała dwóch uczniów, jak autentycznie przelatywali z jednej strony góry na drugą. Nie było powodu, aby kłamała, a przy tym wyglądała na osobę pozostającą przy zdrowych zmysłach. Jeśli powiedziała mi prawdę, to byłby to jeszcze jeden obszar do zbadania.

Z buddyjskiego punktu widzenia nasze doświadczenie opiera się na pięciu wewnętrznych i pięciu zewnętrznych elementach. Jeśli nasza praktyka medytacyjna jest na tyle głęboka, by kontrolować elementy wewnętrzne, to pojawia się również możliwość kontrolowania elementów zewnętrznych. Choć przestrzeń wydaje się pusta, możemy ją kontrolować, gdy rozwiniemy odpowiednie energie. Możemy wówczas widzieć rzeczy na wskroś, choć są ciałami stałymi, i poruszać się w przestrzeni, jakby była ciałem stałym. Tak jak w nas występują cząsteczki subtelne, podobnie jest w przestrzeni.

– Wasza Świątobliwość wspomniał, że niektórzy zaawansowani praktykujący potrafią przerwać łączność w momencie śmierci, a potem powrócić. Co się wtedy dzieje? – zapytałem.

– Nie dość, że wyczyny te są zamierzone, to jeszcze stanowią część głównego nurtu praktyk anuttarajogatantry. Chodzi o wytworzenie ciała iluzorycznego, które jest oddzielone od ciała fizycznego. Gdziekolwiek udaje się ciało iluzoryczne, towarzyszy mu bardzo subtelna energia-umysł. Oddziela sieje od ciała fizycznego, a potem na powrót przyłącza. Jest to element praktyki.

Doświadczenia w stanie śmierci klinicznej a przejrzyste światło Pete Engel wtrącił się z pytaniem, które dla przedstawiciela zachodniej kultury jest bardzo ważne:

– Dla naiwnego człowieka Zachodu jaskrawe światło opisane przez Joan Halifax jako jedno z doświadczeń ze stanu śmierci klinicznej kojarzy się z przejrzystym światłem doświadczanym w tybetańskiej praktyce umierania. Czy kłopotliwość tego skojarzenia polega na fakcie, że ujrzenie przejrzystego światła wymaga doświadczenia w tej praktyce i nie przydarza się każdemu?

– Zacznę od tego, że nie jest prawdą, jakoby trzeba było być doświadczonym joginem, aby ujrzeć przejrzyste światło – powiedział Dalaj Lama. – Każdy może tego doświadczyć. Całkiem możliwe, że opisane tu doświadczenia stanowią odpowiednik przejrzystego światła; mają coś wspólnego z przejrzystym światłem. Oto dlaczego: gdy subtelne energie ulegną rozpuszczeniu, doświadczenie subtelnego światła przybiera na sile; w miarę zanikania tych energii oraz władz umysłu, pojawia się doświadczenie wewnętrznego światła. Może to więc być coś podobnego do przejrzystego światła, choć powrót z etapu najsubtelniejszego światła, które pojawia się w momencie śmierci, byłby bardzo trudny, chyba że ktoś ma za sobą bardzo głęboką praktykę duchową, polegającą na kontrolowaniu elementów ciała.

– A zatem zakłócenia normalnego funkcjonowania mózgu wywołane na przykład znieczulającą ketaminą, która przerywa dopływ wrażeń sensomotorycznych, mogłyby być przyczyną pojawienia się tego typu odpowiednika przejrzystego światła? – spytałem.

– Być może, z tym że zaburzenia prowadzące do występowania odpowiednika przejrzystego światła musiałyby się wiązać z zanikiem zwykłych poziomów świadomości. Atak serca lub anestetyk, o którym wspomniałeś, mogłyby być przykładem takiej sytuacji. Ale jest pewna różnica. W wypadku nagłej śmierci, na przykład spowodowanej wypadkiem samochodowym, proces rozpuszczania się lub zaniku przebiega bardzo szybko, dlatego trudno go uchwycić. W trakcie śmierci naturalnej, gdy ciało jest jeszcze w stosunkowo dobrej formie, procesy te zachodzą stopniowo, toteż o wiele łatwiej je rozpoznać. Czy taki naturalny, stopniowy proces trwa minutę czy godzinę? U każdego jest inaczej. Gdy umiera przeciętny człowiek, nie ma nad tym żadnej kontroli i długość trwania całego procesu zależy od stanu, w jakim jest jego ciało. Natomiast osoby, które dzięki praktyce medytacyjnej mają trochę doświadczenia, mogą do pewnego stopnia kontrolować czas trwania i tempo rozpuszczania się energii.

Słuchajcie uważnie. W systemie tantry Guhjasamadży, wchodzącej w skład anuttarajogatantty, mówi się o oddzieleniu ciała, mowy i umysłu. Po oddzieleniu umysłu powstaje ciało iluzoryczne, a potem jest już stan buddy. Praktyka oddzielania ciała obejmuje wycofywanie energii życiowych do kanału centralnego. Gdy to następuje, doświadcza się rozpuszczania różnych elementów: ziemia przechodzi w wodę, woda w ogień, ogień w wiatr.

Na rozpuszczanie się elementów wskazują subiektywne znaki. Jednak na początku praktyki nie ma się pewności co do kolejności, w jakiej występują owe znaki. Raz silniejszy będzie znak dymu, innym razem znak iskier. Tak więc nic nie jest takie pewne. Subiektywne doświadczanie tych różnych wizji przypomina przejrzyste światło. To tak jak rozświetlony ekran w kinie, gdy nie ma żadnego filmu. Właśnie takie jest doświadczenie przejrzystego światła, a w tym wszystkim powstają wizje – dymu, iskier itd. Jak wspomniałem, na początku praktyki oddzielania ciała kolejność tych znaków nie jest całkowicie pewna. Im więcej ma się doświadczenia i osiągnięć w tej praktyce, tym bardziej określona staje się ta kolejność. W procesie oddzielania mowy, a następnie oddzielania umysłu – w miarę postępu w praktyce – zachodzą zjawiska analogiczne. Kulminacją trzeciego stopnia praktyki – oddzielania umysłu – jest osiągnięcie ciała iluzorycznego. Następuje to dopiero wtedy – jako zwieńczenie całego stopniowego procesu. W medytacji jest to jedyny etap, na którym doświadcza się rzeczywistego wycofania (zanikania) lub rozpuszczania różnych elementów, zachodzącego także w procesie umierania. Nie jest to więc jedynie replika procesu umierania. Wszystko dzieje się tak jak podczas umierania, lecz jest doświadczane poprzez praktykę i poddane-kontroli. W tym właśnie momencie węzły serca zostają rozluźnione. Jest ich sześć.

Jego Świątobliwość splótł dłonie.

– Jest to etap, na którym człowiek właściwie jest zdolny… latać. Zwieńczeniem procesu oddzielania umysłu jest rozluźnienie węzłów serca – doświadcza się wówczas metaforycznego przejrzystego światła. Wtedy można latać. Przyczyną tego zjawiska jest fakt, że od tego momentu, dzięki sile praktyki jogicznej, uzyskało się całkowitą kontrolę nad wewnętrznymi elementami ciała.

Joan Halifax podjęła wcześniejszy wątek:

– Jednym z najczęściej powtarzających się wątków w doświadczeniu śmierci klinicznej jest przegląd całego życia. Na Zachodzie przywiązuje się dużą wagę do biografii i autobiografii. Na Wschodzie pewnie mniej się to akcentuje, ale co mnie zaciekawiło: Wasza Świątobliwość nie omawiał wcale tego zjawiska. Czy ono w ogóle występuje?

– Możliwe, że tak – odpowiedział Dalaj Lama. – Poznałem ludzi, którzy dzięki praktyce jogi potrafili przypomnieć sobie poprzednie żywoty. Gdy pytam o to kogoś z moich przyjaciół, zazwyczaj słyszę odpowiedź jak od przeciętnego człowieka, ale zdarza się, że na skutek intensywnej praktyki podczas długich odosobnień doświadczają oni głębszej przejrzystości i w takim momencie przypominają sobie poprzednie życie. Niektórzy potrafią sięgnąć do 20-30 żywotów wstecz, nawet do czasów Buddy. Oznacza to, że siła pamięci wzrasta, a więc automatycznie wzrasta też zdolność pamiętania faktów z tego życia.

Zastanawiam się nad czymś, co może być dość uniwersalne. W chwili doświadczania przejrzystości umysłu występuje wzmocniona zdolność „odpamiętywania”. To, co nam się przypomina, może wynikać z naszych aspiracji i zainteresowań. Na przykład u praktykującego buddysty zainteresowanie światem doczesnym nie jest tak silne jak zainteresowanie sprawami ducha. Tymczasem osoby mniej doświadczone albo niepraktykujące zajęte są głównie sprawami doczesnymi. Gdy rośnie przejrzystość świadomości, rośnie zdolność pamięciowego odtwarzania. Zgodnie z systemem sutr, jeśli staramy się rozwinąć moc wyższej świadomości (sanskr. abhijna, wym. abhidżńa, tyb. mNgon Szes, wym. ngynszie), powinniśmy wciąż na nowo kontemplować przedmiot, który chcemy poznać. W wypadku ludzi, którzy przeżyli śmierć kliniczną, może być podobnie. Energia umysłu podąża w kierunku przedmiotu, którego pragniemy.

Interesowało mnie kulturowe zróżnicowanie wizji:

– Pacjenci, którzy przeżyli śmierć kliniczną, widzieli Chrystusa albo świętych, albo swych krewnych – w każdym razie coś, co było im znane. Natomiast w opisach stanu bardo mówi się o spotkaniu istot łagodnych lub gniewnych, noszących indyjskie szaty i ozdoby. Człowiek Zachodu powie: „Cóż, nie sądzę, abym kiedykolwiek coś takiego zobaczył. Nigdy się z czymś takim nie spotkałem”. Czy to prawda, że w rzeczywistości każdy doświadcza własnych kulturowych projekcji?

– Prawdopodobnie tak. Cała plejada bóstw w mandalach pochodzi z kultury indyjskiej. Przedstawiciel innej kultury będzie miał prawdopodobnie inne doświadczenia. Wybitny współczesny tybetański uczony gesze Gendyn Cziepel powiedział, że ponieważ buddyzm narodził się w Indiach, to sambhogakaja – bardzo subtelne ciało buddy – przedstawiane jest w koronie i ozdobach indyjskiego króla. Gdyby buddyzm narodził się w Tybecie, być może ozdoby byłyby tybetańskie. A gdyby narodził się w Chinach, to sambhogakaja byłaby przedstawiana z długą brodą! Ogólnie mówiąc, jeśli chcemy orzec coś o prawdziwej naturze sambhogakai, to musimy powiedzieć, że jest to forma obdarzona wszelką wspaniałością, pięknem i doskonałością. Jest najdoskonalsza z możliwych i absolutnie wzniosła. Jest to stwierdzenie prawdziwe. Ale z chwilą, gdy to stwierdzenie trafia na grunt określonej kultury, człowiek zaczyna się rozglądać i próbuje sobie wyobrazić, jak też mogłoby wyglądać to absolutnie doskonałe ciało. Stąd te wszystkie królewskie ozdoby i inne atrybuty.

Co więcej, sambhogakaja jest rupakają, postacią mającą formę. A budda manifestuje się jako forma ze względu na innych. Przyjęta przez niego postać musi być dla tych istot odpowiednia, aby mogła im służyć. Nie jest tak, że sambhogakaja przyjmuje autonomiczną formę, w ogóle nie związaną z tymi, którym ma pomagać. Wprawdzie jest to pogląd nieco odbiegający od głównego nurtu tybetańskiego rozumienia form sambhogakai, ale wielu dawnych uczonych tybetańskich opisywało sam-bhogakaję jako postać przejawiającą się wyłącznie ze względu na innych, tylko w relacji do nich.

– A co z doświadczeniami w bardo, które nie noszą żadnych znamion kulturowych? – nalegałem. – Czy istnieje jakaś fundamentalna struktura, na której zasadzają się owe kulturowe manifestacje?

– Bardzo szczegółowe opisy wizji – bóstw gniewnych i łagodnych – doświadczanych w stanie pośrednim dotyczą osób wykonujących określone praktyki ningmapy. Nie jest więc tak, że wszyscy Tybetańczycy koniecznie doświadczą w stanie pośrednim takich samych wizji.

Dzień dobiegał końca, zbliżał się koniec konferencji. Pete Engel trafił celnie, gdy zadał pytanie, które w swoim charakterze było bardzo osobiste:

– Mam ostatnie pytanie. Zadaję je z osobistej perspektywy jako naukowiec i jako człowiek Zachodu, który bardzo boi się śmierci. Słucham toczących się tu dyskusji nad buddyjską koncepcją śmierci – i przyznaję, że znajduję w niej logikę i pokrzepienie. Ale jako naukowiec muszę być sceptyczny. Czy doświadczenia śmierci klinicznej, które opisała Joan Halifax, w jakikolwiek sposób można potraktować jako potwierdzenie, które powinno mnie przekonać do buddyjskich poglądów na umieranie, czy też relacje te dotyczą zupełnie niezależnych zjawisk?

Dalaj Lama zaśmiał się serdecznie, a potem odpowiedział:

– To kwestia, którą musisz rozstrzygnąć sam. I nie ustawaj w dociekaniach. W pewnym sensie można rozpatrywać samobójstwo jako próbę wyjścia z trudnej sytuacji. Odbierasz sobie życie, by doświadczyć ulgi w cierpieniu. Wiąże się to z pytaniem, czy mamy tylko jeden czy więcej żywotów. Jeśli tylko jeden, to decyzja wydaje się prosta: kiedy życie staje się nieznośne, robimy z nim to, co chcemy. Są to sprawy bardzo skomplikowane. Myślę, że ponieważ natura ludzkiego umysłu jest taka, a nie inna, istnieje wiele różnych inklinacji, których owocem są religie i filozofie. Ważna jest jednak pojedyncza istota. To bardzo ważne, byś znalazł coś, co odpowiada tobie i przekonuje ciebie jako pojedynczą istotę. Powinieneś znaleźć coś, co do ciebie trafia i z czego możesz mieć prawdziwy pożytek…

Pozostało nam tylko pożegnać się – pokłonami i uściskiem dłoni, ofiarować sobie podarunki i zrobić zdjęcia na pamiątkę tego niezwykłego tygodnia.

=====
Fragment książki „Sen, śnienie, umieranie. Zgłębianie świadomości z Dalaj Lamą” (Wydawnictwo MUDRA). Tłumaczyła Marcjanna Góralczyk-Przychocka.
=====