Stephen Batchelor – uważność

„Praktykę uważności przedstawił mi S. N. Goenka w 1974 r,, kilka tygodni po tym, jak zostałem mnichem. Wraz z grupą innych młodych tybetańskich mnichów i w zachodnich studentów buddyzmu uczestniczyłem w cichym, dziesięciodniowym spotkaniu w odosobnieniu vipassana w Dharamsali w Indiach.

Przez pierwsze trzy dni kultywowaliśmy uważność oddechu, koncentrując się na odczuciu oddechu, przechodzącego nad górną wargą. Po chwili nieuchwytny cykl wdechów i wydechów skonsolidował się w stabilnym punkcie odczuwania na środku wargi. Ten punkt następnie stał się wyłącznym przedmiotem naszej medytacji.

Stając się bardziej skoncentrowanym, zacząłem widzieć w umyśle błyski kolorowych świateł i wzorów. Pod koniec tych trzech dni znalazłem się w nieznanym mi wcześniej stanie skupionej uwagi, który mogłem utrzymać przez kilka minut bez rozproszenia.

Czwartego dnia przesunęliśmy skupienie z górnej wargi na punkt na czubku głowy. Stamtąd ostrożnie rozszerzyliśmy naszą uwagę na resztę skóry głowy, twarzy, uszu, szyi, aż dotarliśmy do tułowia. Następnie powoli przechodziliśmy przez resztę ciała, kolejno po każdym ramieniu i nodze, aż dotarliśmy do czubków palców stóp. Po zakończeniu skanowania w dół powtarzaliśmy procedurę w odwrotnej kolejności, aż wróciliśmy na szczyt głowy. Każdą sesję medytacyjną spędzaliśmy, „omiatając” ciało od stóp do głów i z powrotem.

Na początku moje doświadczenie było niestabilne. Niektóre części ciała brzęczały, mrowiły, wibrowały i pulsowały, podczas gdy inne części wydawały się prawie całkowicie nieczułe. Gdy nie przestawałem ćwiczyć – robiliśmy to przez kilka godzin każdego dnia – martwe strefy zaczęły odżywać, aż wreszcie poczułem, że całe moje ciało jest jedną masą drżących doznać.

Głębokim, uspokajającym głosem pan Goenka poinformował nas, abyśmy zwracali uwagę na zakres przyjemny, nieprzyjemnych i neutralnych uczuć związanych z tymi doznaniami. Ból w kolanie okazuje się fizyczną reakcją wywołaną naciskiem na staw, wynikającego z długiego siedzenia ze skrzyżowanymi nogami i subiektywnego odczuwania tego stanu jako nieprzyjemnego. W trakcie nauki uważności zaczyna się rozróżniać fizyczne doznania i dźwięki od tego, jakie są nasze wobec nich odczucia. Umożliwia to trwanie w żywo reagującym, ale mniej reaktywnym stanie umysłu.

Pan Goenka zwrócił nam uwagę, że nawet najbardziej uporczywe doznania i uczucia przychodzą i odchodzą. Przekonałem się, że gdy zgłębiam ból w moim kolanie, w pewnym momencie „zmienia się” on z czegoś solidnego i nieprzyjemnego w szybko wirujący wzór doznań, które już nie bolą tak bardzo. Uświadomiłem sobie, ze to, czego doświadczyłem w danym momencie, było współtworzone przez fizyczne procesy mojego ciała i sposób w jaki byłem uwarunkowany, aby je interpretować i reagować na nie. Pamiętam czas, kiedy siedziałem na trawie między sesjami medytacyjnymi ze skrzyżowanymi nogami w ekstatycznej, cichej, otwartej świadomości, podczas gdy podmuchy wiatru unoszące się z równin Pendżabu poniżej Dharamsali zdawały się przepływać przez mnie. Poczucie oddzielnego świata „na zewnątrz” obserwowanego przez oderwany podmiot „tutaj” zaczęło się rozpadać.

Wszystko to miało miejsce ponad czterdzieści lat temu, ale wpływ tamtych nauk pozostaje ze mną do dziś. Było to moje wtajemniczenie w uważność, która od tamtej pory stanowiła podstawę mojej praktyki kontemplacji. Uważność była czymś znacznie więcej niż techniką; dała mi nową wrażliwość na życie, zupełnie inna perspektywę na to, jak być praktykującym człowiekiem w świecie.

Moja edukacja z zakresu buddyzmu tybetańskiego trwała dwa lata poprzedzające tamto odosobnienie, była idealnym przygotowaniem do tej praktyki. Przyzwyczaiłem się spędzać większość każdego dnia ze skrzyżowanymi nogami na podłodze, więc długie godziny medytacji w pozycji siedzącej nie przeszkadzały mi. Moje codzienne refleksje – nad cennością ludzkiego życia, nadciągająca śmiercią, wyrzeczeniem się, egzystencjalnym zaangażowaniem, altruistycznym poświęceniem i pustką – dostarczyły żyznej gleby, bogatej w znaczenia, dla uprawiania uważnej świadomości. Myślałem głęboko o nietrwałości i samotności. Doświadczałem ich teraz całym sobą. Zrozumiałem, że jestem częścią żywej tkanki ludzkiego doświadczenia., z która byłem nierozerwalnie spleciony, a jednocześnie miałem swobodę badania i eksploracji. Odkryłem, że uważność nie była odosobnionym, oderwanym stanem. Praktykowanie jej służyło kształtowaniu wewnętrznych konturów mojej samotności.

Idea uważności nie była też dla mnie nowa. Przez wiele miesięcy studiowałem „Przewodnik po ścieżce bodhisattwy” Siantidewy. Cały piąty rozdział tego indyjskiego tekstu buddyjskiego z VIII wieku poświęcony jest praktyce uważnej świadomości.

Pan Goenka dostarczył narzędzia, dzięki którym nauki Siandidewy dotyczące uważności stają się odczuwalną rzeczywistością, podczas gdy jego refleksje stanowiły etyczny wymiar praktyki kontemplacji Goenki. „Jeśli słoń mego umysłu – pisał Siantidewa – jest mocno związany ze wszystkich stron liną uważności, wszelkie lęki przestają istnieć, a wszystkie cnoty są w moich rękach”. Celem uważności jest nie tylko to, aby być bardziej świadomym oddechu, odczuć cielesnych i własnych uczuć. Dla Siantidewy oznacza to ciągłą uważność na swoje etyczne aspiracje. Uważność porównana jest do strażnika przy bramie umysłu i zmysłów, czujnego na każdy impuls, który grozi osłabieniem cię i odwróceniem cię od twoich celów”.

Stephen Batchelor – SZTUKA SAMOTNOŚCI (wydawnictwo vis-a-vis, strony 69-72)